Na przełomie XIX i XX wieku, w epoce postępującej popularyzacji kultury coraz powszechniejsze stawało się zjawisko publicznego zainteresowania życiem prywatnym wybitnych osobistości. Ignacy Jan Paderewski zajmował już wówczas – obok Henryka Sienkiewicza i Heleny Modrzejewskiej – ważne miejsce w polskim panteonie sław. Światowy sukces artystyczny oraz zaangażowanie społeczne i patriotyczne zapewniły mu pozycję reprezentanta narodu. Jak pisała Magdalena Dziadek, już u schyłku XIX wieku niektórzy publicyści reprezentujący środowiska konserwatywno-narodowe wyrażali przekonanie, że w osobie Paderewskiego społeczeństwo polskie ma „szansę otrzymać ideowego przywódcę, charyzmatycznego wieszcza, który jest w stanie zjednoczyć duchowo naród wokół swojej sztuki i wokół swojej osoby”. Nieformalny status narodowego bohatera i artysty wieszcza stanowił moralną podstawę popularności Paderewskiego. Prasa chętnie opisywała każdy szczegół z życia artysty mogący zaciekawić czytelnika – informowano m.in. o jego podróżach i stanie zdrowia. Zainteresowanie, ale także kontrowersje wzbudzało jego miejsce zamieszkania, o czym świadczyć mogą uwagi Heleny Modrzejewskiej zawarte w liście do publicystki Lucyny Kotarbińskiej:
[Paderewski] zamieszkał w swej willi [w Morges], którą przed sześciu laty już był kupił dla chorego syna, który musiał w tym klimacie mieszkać. Piszę to Pani dlatego, że tak napadają Paderewskiego, że wy emi g rowa ł!! A on tylko po prostu na lato tu przyjechał do swej własności, dlatego głównie, że tu ma spokój i może się zupełnie pracy swej poświęcić.

Ilustracja 1. Riond-Bosson, szwajcarska willa Ignacego Jana Paderewskiego
Modrzejewska wraz z mężem gościła w Riond-Bosson w marcu 1903 roku. Informację o jej pobycie w szwajcarskiej willi Paderewskiego i powrocie do ojczyzny opublikowano na łamach krakowskiego „Czasu”. Przy tej okazji przytoczono także fragment listu artystki do nieznanego adresata, w którym wyraziła oburzenie z powodu zarzutów płynących pod adresem Paderewskiego, dotyczących „braku patriotyzmu i ofiarności”. Bezpośrednią przyczyną owych ataków była sprzedaż dóbr Kąśna Dolna – majątku, który pianista nabył w 1897 roku z zamiarem osiedlenia się w Galicji, jednak w styczniu 1903 roku, z powodu nieuczciwości kolejnych zarządców i związanych z tym strat finansowych, postanowił się go pozbyć. Fakt ten nie uszedł uwadze prasy. Do czytelników docierały m.in. informacje o rzekomych deklaracjach artysty, że będzie lokować swe kapitały tylko za granicą. Niektórzy, jak warszawski publicysta Bolesław Lutomski (późniejszy członek Stronnictwa Narodowo-Demokratycznego), odbierali Paderewskiemu moralne prawo do emigracji:
Wyzysk i oszustwo ze strony osób prywatnych taksy krzywdy jeszcze nie stanowią. Gdyby to wystarczało, to z tego tylko powodu powstać by musiała ogromna emigracja. […] Paderewski mówi, że zamieszka wśród obcych, ponieważ wśród swoich oszukano go i wyzyskano. Jest to zwodnicza i szkodliwa fikcja. Człowiek z kulturą i treścią moralną nigdy nie potrafi, gdyby nawet usiłował, wyzwolić się z więzów własnego społeczeństwa. Przeciwnie, toż doświadczenie, nabyte w Kąśnej, skłonić tym mocniej powinno Paderewskiego do stałego zamieszkania, poza wycieczkami artystycznymi, w Galicji. Zamieszkać w niej należy i nad poprawą stosunków pracować. […] My natomiast wiemy, że emigracja, o ile nie pochodzi z przymusu zarobkowania, jest pasożytnictwem względem społeczeństwa.
Od Paderewskiego oczekiwano podejmowania określonych obowiązków – przeobrażania otaczającej rzeczywistości przez uczciwą i systematyczną pracę, oddziaływania na społeczeństwo polskie poprzez swój autorytet moralny i działalność charytatywną. Lutomski odwoływał się do Zasad etyki Herberta Spencera, podkreślając, że swoiste poczucie wspólnotowości „nie dozwala nikomu dosięgnąć szczebla idealnego, dopóki reszta pozostaje na daleko niższych stopniach”. Jego zdaniem artysta powinien na stałe pozostać w kraju i na jego obszarze realizować swoją misję społeczną. Taki pogląd był jednak Paderewskiemu obcy. Już podczas berlińskich studiów, a więc niemalże dwadzieścia lat wcześniej, w jednym z listów do ojca wyraził przekonanie, że „nie tylko mieszkając nad Wisłą można być ojczyźnie użytecznym”.

Ilustracja 2. Uczestnicy letnich kursów mistrzowskich w Riond-Bosson (od lewej): Stanisław Bielicki, Albert Tadlewski, Stanisław Szpinalski, Henryk Sztompka, Aleksander Brachocki, Zygmunt Dygat, Aleksander Sienkiewicz (ODMP, nr inw. 8659)
O tym, że artysta posiada majątek za granicą, opinia publiczna dowiedziała się z chwilą jego zakupu przez Paderewskiego. Wzmianki na temat jego szwajcarskiej willi pojawiały się w polskiej prasie sporadycznie od 1898 roku. Początkowo ograniczały się do lakonicznych notek przedstawiających Riond-Bosson jako miejsce pobytu pianisty lub informacji o powstających w Morges kompozycjach. Przez kolejne cztery dekady na łamach polskich periodyków z różną częstotliwością ukazywały się relacje osób goszczących w domu Paderewskiego. Publikowane były m.in. w rubrykach Kronika powszechna, Kartki z podróży, Osobiste lub jako artykuły monograficzne. Czytelników informowano o goszczących w Riond-Bosson przedstawicielach świata artystycznego, literatach czy politykach. Byli wśród nich zarówno artyści o ugruntowanej już pozycji, krytycy i organizatorzy życia muzycznego, m.in. hrabia Enrico San Martino Valperga, prezes Akademii św. Cecylii w Rzymie, Aleksander Rajchman czy Felicjan Szopski, jak i młodzi adepci sztuki muzycznej oraz twórcy nieznani szerszemu gronu słuchaczy, m.in. Mieczysław Skolimowskiczy Michał Józefowicz. O szwajcarskiej willi Paderewskiego jako stacji „pielgrzymek artystycznych dla całego świata, wielbiącego grę Mistrza Paderewskiego” pisały m.in. publicystka, prozaiczka i dramatopisarka Helena Romer oraz Wanda Miłaszewska, popularna w dwudziestoleciu pisarka katolicka, córka Tadeusza Jentysa, wieloletniego plenipotenta pianisty. Ta ostatnia podkreślała, że w gościnnych progach Paderewskich szczególnie chętnie przyjmowani byli polscy artyści:
Wśród niezliczonych tłumów, odwiedzających willę Paderewskiego w Szwajcarii, olbrzymi procent stanowili zawsze artyści: rzeźbiarze, malarze, literaci, no i rzecz prosta – muzycy. […] Przewinęły się tam długim korowodem nazwiska światowych sław, obok kształcących się dopiero przyszłych pianistów, którym Paderewski pomagał zawsze i wszechstronnie. […] Pierwszeństwo mieli zawsze rodacy. Wystarczyło, że [Paderewski] dowiedział się przypadkowo o jakimś młodym, zdolnym Polaku, walczącym na obczyźnie z niedostatkiem, często ze skrajną nędzą... Dawać go tu! Zapraszał do siebie, odkarmił, odchuchał, wziął na spytki – w serdecznych, przyjacielskich słowach wybadał do dna duszy – i nagle okazywało się, że taki młody ,,S-ki” lub ,,I-cz” jest właśnie powołany do wykonania tej i tej pracy... Że ma przed sobą konkretny cel, ważne zadanie do spełnienia i że potrafi mu sprostać. Nie pomoc materialna, lecz sposób, w jaki mistrz umie podejść do człowieka, umocnić jego wiarę we własne siły i zdolności – sprawiają, że miał zawsze i ma tylu oddanych sobie na śmierć i życie przyjaciół, że tyle serc przepełnił wdzięcznością bezgraniczną.
Podobne spostrzeżenia miał Zbigniew Drzewiecki, który gościł u Paderewskiego dwukrotnie w latach 1927–1928:
Któż z muzyków polskich nie odbywał pielgrzymki do Riond-Bosson, kto z bijącym sercem nie przekraczał progu wiodącego do wielkiego hallu? W niedzielne popołudnia otwierają się gościnnie podwoje pałacyku dla wszystkich i państwo Paderewscy wraz z nieodłączną przemiłą p. Wilkońską, siostrą mistrza, czynią we wzruszający sposób honory domu. Kto się nie przewinął przez salony b. prezesa polskiej rady ministrów w ciągu długiego szeregu lat? Wielka księga, w której składają podpisy goście, jest wymownym świadkiem tych niezliczonych potentatów sztuki, poezji, muzyki, polityki i możnych tego świata. W dni powszednie już tylko specjalnie zaproszeni przekraczają progi te.
Do grona zaprzyjaźnionych muzyków polskich, bywalców Riond-Bosson należeli uczniowie Paderewskiego – Zygmunt Stojowski i Antonina Szumowska-Adamowska, młodzi pianiści – uczestnicy letnich kursów mistrzowskich z lat 1928–1932 – Leopold (Stanisław) Szpinalski, Henryk Sztompka, Zygmunt Dygat, Stanisław Nawrocki, Albert Tadlewski, Aleksander Brachocki oraz Stanisław Bielicki, a także – Józef Hofmann, Marcelina Sembrich-Kochańska i Henryk Opieński, który również pogłębiał swoje studia muzyczne pod okiem pianisty. Ostatnim „uczniem” mistrza z Morges był Witold Małcużyński, który pracował pod jego okiem w Riond-Bosson przez cztery dni w styczniu 1937 roku.
Okazjonalnie przyjeżdżali, by skorzystać z gościny lub konsultacji muzycznych, również inni muzycy polscy, m.in.: Artur Rubinstein, Piotr Perkowski, Feliks Łabuński i Michał Kondracki, Stanisław Niedzielski, Maryla Jonas, Władysław Kędra, Aleksander Sienkiewicz, Maria Święcicka (pianistka, która skupiła się na propagowaniu dzieł Paderewskiego, wielokrotnie wykonywała m.in. w Polsce i za granicą Fantazję polską i Koncert fortepianowy) i Maria Blackówna. W księdze gości z Riond-Bosson pojawiają się również nazwiska takich muzyków polskich, jak: Stanisław Wiechowicz, Ludomir Michał Rogowski, Irena Dubiska, Stanisława Korwin-Szymanowska i Karol Szymanowski. Latem 1935 roku miesiąc w Riond- -Bosson spędził Józef Turczyński z żoną. Jak informował na łamach „Kuriera Warszawskiego” Henryk Opieński:
Pianista, który w czerwcu przebywał w Genewie jako członek komisji egzaminacyjnej klas wirtuozowskich fortepianu tamtejszego konserwatorium, przyjechał specjalnie do Morges w sierpniu, aby odegrać przed Paderewskim w gronie kilku zaproszonych osób przestudiowaną przez siebie ostatnio jego potężną Sonatę fortepianową es-moll. Paderewski, którego w grze Turczyńskiego uderzyły „pierwszorzędne walory pianistyczne”, udzielił naszemu artyście szereg arcycennych wskazówek, odsłaniając tajemnice swej genialnej interpretacji. „W całym swym życiu nie nauczyłem się tyle, ile przez tych kilka seansów z Paderewskim, poświęconych studiom nad jego Sonatą, a które otworzyły mi oczy na szeroki horyzont przeróżnych problematów pianistycznych i artystycznych w ogólności…”. Takie zwierzenie uczynił mi Turczyński w dniu, w którym wypadło mu z żalem pożegnać piękne Morges…

Ilustracja 3: Franciszek Black w swojej pracowni w Riond-Bosson, 1912 r. Biblioteka Polska w Paryżu, sygn. THL.BPP.Phot.3175.
Opieński relacjonował, że w tym czasie w Riond-Bosson gościli również dyrygent Artur Rodziński z żoną, ponadto działacz polonijny i dawny współpracownik Paderewskiego dr Franciszek E. Fronczak, a także działacz społeczny i polityczny ks. Zygmunt Kaczyński, Lucyna Kotarbińska i miniaturzystka Kazimiera Dąbrowska.
W szwajcarskim domu Paderewskiego bywali także malarze i rzeźbiarze, m.in. Stanisław Pstrokoński, Jan Rosen i Wanda Chełmońska. W 1908 roku artysta zaprosił do Riond-Bosson Antoniego Wiwulskiego, któremu zlecił wykonanie projektu pomnika Grunwaldzkiego. Jak pisał w 1910 roku na łamach „Nowej Gazety” Henryk Opieński:
Na dole, od strony parku, pod salonem jest rodzaj oranżerii; tu miał pracownię swoją Wiwulski, tu powstały pierwsze szkice pomnika Grunwaldzkiego, który „praojcom na chwałę – braciom na otuchę”, wielką miłością dla przeszłości i przyszłości ojczyzny przejęty nasz wielki artysta i obywatel ufundował.
Współtwórcą projektu słynnego pomnika był Franciszek Black, młody rzeźbiarz polski działający na emigracji. W 1911 roku skorzystał z zaproszenia pianisty i zamieszkał w Riond-Bosson, gdzie miał do dyspozycji atelier, w którym wcześniej pracował Wiwulski.
Dla Blacka czas spędzony w willi Paderewskiego był inspirującym i twórczym doświadczeniem. Poza gościną i stworzeniem odpowiednich warunków do pracy pianista zapewnił mu także stypendium, dzięki któremu wyruszył on w podróże studyjne po Europie. Ale obcowanie z wielkim artystą było dla młodego rzeźbiarza także źródłem innego rodzaju przeżyć. Opieka Paderewskiego i jego wpływ na goszczących u niego młodych Polaków nie ograniczała się bowiem wyłącznie do sfery artystycznej czy materialnej. Mistrz z Morges był dla nich także nauczycielem patriotyzmu. Po latach, w rozmowie z Marianem Turwidem, Black stwierdził:
W rok po odsłonięciu Pomnika Grunwaldzkiego przeniosłem się do Szwajcarii. Zamieszkałem u Paderewskiego. To suche stwierdzenie niewiele panu powie, a przecież moje lata szwajcarskie wymagałyby dłuższych wspomnień. Przeżyłem dużo i pracowałem wiele. Wystawiałem w Lozannie, w Zurychu, w Genewie. A obok przeżyć artystycznych, a często i ponad innymi, narastały wzruszenia zgoła inne, głębokie i niezapomniane: wojna! Walka o Polskę! Stałem z dala od tych zmagań. Nie dane mi było historycznych dni polskich przeżywać na ojczystej ziemi. Ale za to – dane mi było być w tych latach w pobliżu Paderewskiego. A wtedy w pobliżu tego wielkiego artysty była także historia. W jego oczach, słowach, grze przejawiała mi się polska wiosna…
Do polskich czytelników docierały także echa wizyt w Riond-Bosson korespondentów zagranicznych pism. W 1905 i 1906 roku na łamach lwowskiej „Gazety Narodowej” ukazały się przedruki relacji opublikowanych we „Frankfurter Zeitung”i „Neues Wiener Journal”. Korespondent tego ostatniego, podpisany J. H–ci, w swoim tekście zwrócił uwagę na działalność charytatywną Paderewskiego i jego żywe zainteresowanie sprawami ojczyzny. Ponadto informował, że „10 ubogich rodzin z Królestwa znalazło przytułek u pp. Paderewskich”. Swoją relację zakończył słowami: „Najbardziej międzynarodowy artysta jest najzagorzalszym patriotą”.
Prawdziwym przytułkiem dla Polaków i ważnym miejscem spotkań kulturalnych i politycznych stał się dom Paderewskiego w okresie I wojny światowej. Wiadomość o zaostrzeniu sytuacji międzynarodowej i rozpoczęciu mobilizacji dotarła do Riond-Bosson 31 lipca 1914 roku, a więc w dniu, w którym pianista świętował swoje imieniny. Wśród licznie zgromadzonych gości obecni byli m.in. Tymoteusz Adamowski z żoną, Franciszek Black, Maria Mickiewiczówna, Henryk Opieński, Zygmunt Stojowski z matką, Józef Hofmann z żoną Marią, Marcelina Sembrich z mężem Williamem Strengelem, profesor Zygmunt Władysław Laskowski, Julian Adolf Święcicki z żoną Władysławą i córką Marią, Józef Pawlikowski, Alma Gluck z mężem Efremem Zimbalistem, Felix Weingartner z żoną Lucillą Marcel, Enrique Granados, Gustave Doret, bracia Jean Morax i René Morax, Elinor Comstock, William Adlington i Laurence Alma-Tadema. W przeddzień imienin pianisty do Riond-Bosson przyjechał także Roman Dmowski, jednak nazajutrz na wezwanie telegraficzne wyruszył do Warszawy. Pawlikowski, którego relacja z pobytu u Paderewskiego oraz podróży powrotnej do kraju ukazała się na łamach „Kuriera Litewskiego”, wspominał, że w tamtym okresie dom Paderewskich pełnił funkcję nieformalnej ambasady polskiej w Szwajcarii, w której udzielano „przytułku i pomocy prawie każdemu, kto tylko w ojczystej mowie przemówił do mistrza”. Na temat pomocy niesionej przez Paderewskich licznym rodakom, którzy w momencie wybuchu wojny przebywali w ojczyźnie Wilhelma Tella, pisał także Kazimierz Budny w korespondencji opublikowanej na łamach „Kuriera Warszawskiego” w styczniu 1915 roku. Autor wspominał, że panująca w Riond-Bosson atmosfera dodawała im otuchy i przynosiła nadzieję na lepszą przyszłość. Wśród Polaków, którzy w okresie I wojny światowej przekroczyli progi posiadłości Riond-Bosson, znaleźli się m.in. artyści, literaci, publicyści, prawnicy, przedstawiciele świata nauki, dyplomaci, ziemianie, duchowni. Wielu z nich zaangażowanych było w działalność propagandową na rzecz Polski. Warto podkreślić, że liczba Polaków w Szwajcarii przed wybuchem Wielkiej Wojny wynosiła około dziesięciu tysięcy. Ostatnia większa fala emigrantów polskich napłynęła po upadku powstania styczniowego. Na terenie Szwajcarii działały polskie stowarzyszenia i organizacje, m.in. Związek Polski w Genewie czy Towarzystwo Młodzieży Polskiej utworzone w Raperswilu, z oddziałami w Zurychu, Bernie i Szafuzie. Niezwykle ważną instytucją było utworzone w 1870 roku na zamku w Raperswilu Polskie Muzeum Narodowe, przy którym działała biblioteka gromadząca polskie książki i archiwalia. Z instytucją tą związani byli m.in. Stefan Żeromski, Adam Lewak czy Stefan Zieliński. Wielu Polaków przybywało do Szwajcarii na studia. W latach 1880–1918 na tamtejszych uniwersytetach i politechnikach kształciło się około trzech tysięcy polskiej młodzieży. Na uczelniach w Genewie, we Fryburgu czy w Zurychu działali wybitni polscy uczeni, m.in. wspomniany już Zygmunt Laskowski, Józef Wierusz-Kowalski, Tadeusz Estreicher, a także przyszli prezydenci Rzeczypospolitej – Gabriel Narutowicz i Ignacy Mościcki. W 1916 roku powołano Komitet Redakcyjny Wydań Encyklopedycznych o Polsce. Za pośrednictwem czterotomowej „Encyclopédie polonaise” przekonywano opinię publiczną Zachodu o prawie narodu polskiego do niepodległości. Z początkiem następnego roku z inicjatywy Jana Kucharzewskiego, historyka, prawnika i publicysty, powołane zostało w Lozannie Stowarzyszenie „La Pologne et la guerre” („Polska i Wojna”). Prowadziło ono szeroko zakrojoną niepodległościową akcję propagandową. Podobną rolę odgrywały Centralna Agencja Polska w Lozannie czy Biuro Prasowe w Bernie. W działalność propagandową włączali się także napływający do neutralnej Szwajcarii uchodźcy wojenni, m.in. Polacy będący obywatelami rosyjskimi, którzy po wybuchu wojny w pośpiechu opuszczali terytoria państw centralnych. W tej grupie znaleźli się m.in. Stanisława Korwin-Szymanowska z mężem Stefanem Bartoszewiczem. Zarówno oni, jak i wspomniani wcześniej prof. Laskowski, Józef Kowalski czy Jan Kucharzewski byli serdecznie przyjmowani w Riond-Bosson.

Ilustracja 4. Goście zgromadzeni w Riond-Bosson w Święta Wielkanocne, 23 kwietnia 1916 r.
1. Siedzą (od lewej): Stanisława Korwin-Szymanowska, Antonina Wilkońska, ks. Jan Gralewski, Maria Sienkiewiczowa, Henryk Sienkiewicz, Ludwik Janowski, NN, Zofia Pstrokońska (?),
2. Stoją (od lewej): Anna Opieńska, NN, Jan Kucharzewski, Maria Kucharzewska, Anna Ratyńska, p. Janowska, Stefan Cier, Zygmunt Trejdosiewicz, Stanisław Pstrokoński, NN, Józef Opieński,
3. Stoją (od lewej): Henryk Opieński, NN, NN, Henryk Ratyński, Henryk J. Sienkiewicz (syn). Źródło: „Świat” nr 23 z 3 VI 1916, s. 4
Znaczenie szwajcarskiego domu artysty jako ważnego ośrodka polskiego w latach I wojny światowej ukazał Henryk Opieński w swojej wydanej w 1928 roku monografii poświęconej Paderewskiemu. Autor informował, że w niedzielne popołudnia w willi artysty spotykali się polscy emigranci m.in. z Vevey, Lozanny, Montreux i Genewy. Wśród nich znajdowali się Henryk Sienkiewicz, Antoni Osuchowski i Erazm Piltz. W tym właśnie gronie zrodziła się idea powołania Komitetu Pomocy Ofiarom Wojny w Polsce. W jednym ze sprawozdań z działalności Komitetu opublikowanym na łamach wielu polskich dzienników, m.in. krakowskiego „Czasu” i „Dziennika Poznańskiego”, Sienkiewicz informował:
Ogólne sprawozdanie stwierdza, że zebraliśmy dotychczas 1,200.000 fr. i zarazem oznajmia, że mamy niepłonną nadzieję zebrać jeszcze fundusz nierównie większy. Nie potrzebuję mówić, że nadzieja ta opiera się głównie na działalności Paderewskiego. Wiadomo, że od początku wojny przygarnął on w posiadłości swej Riond-Bosson dziesiątki rodzin polskich zaskoczonych niespodzianie przez wypadki. Obecnie od trzech miesięcy jest w podróży i z największą gorliwością nie szczędząc zdrowia ani kosztów osobistych oraz tworząc wszędy znakomite komitety, stara się rozbudzić ofiarność powszechną, do której kraj nasz, ze względu na rozległość i ludność oraz zniszczenie, jakiemu uległ, jeszcze większe od Belgii ma prawo.
Wiadomości o bezinteresownej pomocy udzielanej przez Paderewskiego Polakom na obczyźnie, które trafiały do polskiego czytelnika, ugruntowały pozycję artysty jako godnego reprezentanta narodu. Poza informacjami dotyczącymi filantropii mistrza z Morges podkreślano jego żywe zainteresowanie sprawami ojczyzny. Na kilka dni przed nominacją Paderewskiego na stanowisko prezydenta Rady Ministrów oraz ministra spraw zagranicznych, 11 stycznia 1919 roku na łamach dodatku do „Ziemi Lubelskiej” ukazała się relacja z pobytu w Riond-Bosson, której autor, podpisany J.G., pisał z patosem:
Najmilszym i ulubionym tematem wieczornych rozmów w Riond-Bosson, zwłaszcza, gdy w towarzystwie przeważali Polacy, były sprawy polskie. Nie było nowej ważnej książki, której by Paderewski nie przeczytał, polskiego artysty lub uczonego, którego twórczością by się nie interesował, nie było polskiego bólu i cierpienia, który by go do głębi duszy nie wzruszył. Wszystkie myśli tego człowieka zwrócone były do Polski, a cała życiowa praca była zawsze środkiem, bo celem jego dążeń, pragnień i trudów była tylko sprawa narodowa.
Pod koniec 1919 roku, po ustąpieniu Paderewskiego ze stanowiska premiera i ministra spraw zagranicznych, miejsce jego zamieszkania ponownie stało się przedmiotem zainteresowania. 24 grudnia tego roku przedstawiciele obozu katolicko-narodowego zwrócili się do artysty z prośbą o pozostanie w kraju i kontynuację działalności politycznej na forum sejmowym. Wyrażali oni nadzieję, że jako poseł na Sejm Ustawodawczy skupi wokół siebie szeroki front prawicowo-centrowy. Jednakże już w lutym 1920 roku Paderewski wyjechał wraz z żoną do Riond-Bosson i choć jeszcze z końcem marca w telegramie wysłanym do Franciszka Pułaskiego informował, że „wkrótce podejmie jako poseł z Warszawy swoje obowiązki w Sejmie Ustawodawczym”, tak się jednak nie stało. W lutym 1921 roku Paderewscy wyjechali ze Szwajcarii do Stanów Zjednoczonych. W swojej kalifornijskiej posiadłości w Paso Robles artysta przygotowywał się do powrotu na estrady, zmuszony do tego złą sytuacją finansową. W listopadzie 1922 roku, po dłuższej przerwie, zaczął ponownie koncertować.
W relacjach prasowych i wspomnieniach gości Riond-Bosson z okresu dwudziestolecia międzywojennego dominują dwa powiązane ze sobą wątki tematyczne. Pierwszy z nich dotyczył zakulisowej działalności dyplomatycznej Paderewskiego i ukazywania go jako nieformalnego ambasadora kraju, drugi – przedstawiania szwajcarskiej willi artysty jako kawałeczka Polski na obczyźnie. W styczniu 1924 roku Henryk Opieński na łamach „Dziennika Poznańskiego” wspominał wizytę w Riond-Bosson Elefteriosa Wenizelosa. Grecki polityk odwiedził Paderewskiego w lecie 1923 roku. Brał on wówczas udział w konferencji lozańskiej, podczas której dyskutowano nad warunkami traktatu pokojowego po wojnie grecko-tureckiej (1919–1920). W późniejszych latach, szczególnie po 1926 roku, prasa polska donosiła o goszczących w Riond-Bosson dyplomatach uczestniczących w zgromadzeniach Ligi Narodów w Genewie i nieoficjalnej działalności dyplomatycznej Paderewskiego. W 1929 roku na łamach „Wielkopolskiej Ilustracji” pisano:
Riond Bosson, dlatego właśnie, że oddzielone zwłaszcza od Genewy niezbyt wielką odległością, jest idealną siedzibą dla tego nieoficjalnego ambasadora Rzeczypospolitej. Oświecona opinia polska niedostatecznie zdaje sobie sprawę z tego, jak wielką rolę
odgrywa zawsze na terenie polityki międzynarodowej Ignacy Paderewski. Węzły osobistej przyjaźni, łączące Paderewskiego z mnóstwem wybitnych osobistości ze świata politycznego różnych narodów, posiadają tutaj pierwszorzędne znaczenie. Jest zrozumiałe, że każdemu posiedzeniu Ligi Narodów nad Lemanem towarzyszą zjazdy i wizyty w Riond Bosson, które wprawdzie mają charakter towarzyski, ale mimo to i może nawet właśnie dlatego znaczenie ich polityczne jest bardzo poważne i w skutkach doniosłe. […] Riond Bosson zapisane będzie w dziejach odrodzonej Polski złotymi zgłoskami. Teraz żyje dla Polski, chociaż Polska niewiele zdaje się wiedzieć o jego istnieniu. Nieoficjalny ambasador Rzeczypospolitej pędzi dni swego żywota z dala od kraju macierzystego, dla którego zdziałał tak wiele. Ale i to minie kiedyś, a zasłużony syn ojczyzny, honorowany przez obcych nieomal jak suweren, odnajdzie zupełne zrozumienie tam, gdzie nieraz wielkie jego serce i gorący patriotyzm lekce sobie ważono. Szkoda z tego bowiem jest oczywista i w oczy bijąca.
Ilustracja 5. Ignacy Jan Paderewski, gen. Józef Haller i Wincenty Witos w Riond-Bosson, 1936 r.
Kryzys polityczny, jaki nastąpił w kraju po przewrocie majowym, spowodował, że przedstawiciele antysanacyjnej opozycji zaczęli intensywnie zabiegać u Paderewskiego o poparcie. Artysta zyskał status duchowego przywódcy antypiłsudczyków, któremu – jak pisał Marian Marek Drozdowski – „można było bezpiecznie powierzyć swoje myśli o sytuacji w kraju i kryzysie instytucji demokratycznych, a także rosnącym zagrożeniu niepodległości i suwerenności Rzeczypospolitej”. Choć przebywał na stałe poza krajem, to jednak w wielu opozycyjnych środowiskach nadal cieszył się znacznym autorytetem. Po wyborach brzeskich, które stały się symbolem opresyjnych metod sprawowania władzy przez sanację, w antyrządowej prasie coraz częściej pisano o mistrzu z Morges jako oczekiwanym przez społeczeństwo mężu opatrznościowym. Paderewski miał patronować reprezentacji politycznej, która z powrotem wprowadzi kraj na drogę demokracji parlamentarnej. By tak się stało, trzeba było przygotować grunt. Zadania tego podjęli się przede wszystkim publicyści „Rzeczpospolitej”, centralnego organu prasowego chadeków. Pod koniec 1930 roku na łamach tego dziennika ukazał się utrzymany w panegirycznym tonie artykuł z okazji 70. rocznicy urodzin Paderewskiego. Jego autor, podpisany Prawdzic, stwierdził, że:
Paderewski jako ruchliwa, nieustannie czynna organizacja, nie przestaje nigdy pracować, nigdy zabiegać, nie pomija żadnej okazji, żadnej sposobności, żeby służyć Polsce najlepiej, wedle sił swych niespożytych i szlachetnego rozumienia. Jest on zawsze niejako nieoficjalnym ambasadorem Rzeczypospolitej wobec całego świata zagranicznego, wobec dynastów, polityków, dyplomatów, uczonych, artystów, literatów, prasy. Każda kadencja Ligi Narodów, każda sesja Rady Ligi Narodów, wypełnione są niezmordowanymi wysiłkami zakulisowej prasy w Riond-Bosson, dokąd śpieszą przyjaciele różnojęzyczni, przeważnie możni, wpływowi, ustosunkowani, piastujący wysokie stanowiska w swych krajach. W Riond-Bosson kuje się wielkie rzeczy, stamtąd wychodzą wielkie projekty, w Riond-Bosson ważą się niekiedy doniosłe wydarzenia.
Jeszcze dobitniej podkreślano znaczenie Riond-Bosson i rolę Paderewskiego jako nieformalnego ambasadora Polski na łamach „Rzeczpospolitej” 2 lipca roku następnego. Anonimowy korespondent dziennika w swojej relacji z pobytu w domu Paderewskiego pisał, że:
Żadna sesja Ligi Narodów, żadna ważniejsza konferencja nad cichymi wodami Lemanu nie obejdzie się bez tego, ażeby co wybitniejsi goście, znakomitości różnego rodzaju, najróżniejszych krajów i spod różnych szerokości i długości geograficznych, nie przestępowali progów gościnnych Riond-Bosson. Ileż to ważnych, a cichych i poufnych odbyło się tutaj rozmów na tematy bezpośrednio dotyczące losów naszego kraju. Iluż to doniosłym zapobiegnięto tutaj wydarzeniom, które mogły były Polsce poważnie zaszkodzić. Ileż to rzeczy naprawiono, ile skierowano na pomyślne dla naszego kraju drogi. Riond-Bosson w dziejach odrodzonej Polski niesłychanie wielką odegrało już do dziś dnia rolę. O tym niezawodnie wiedzieć musi każdy polski mąż stanu, każdy dziennikarz, publicysta, który z bliska zawędrował nad brzegi Lemanu, o tym coś niecoś wie niewątpliwie także opinia polska.
Dwa dni później na pierwszej stronie „Rzeczpospolitej” ukazał się artykuł z okazji odsłonięcia ufundowanego przez Paderewskiego pomnika Thomasa Woodrowa Wilsona w Poznaniu. Jego autor, Bolesław Szczepkowski, wyraził przekonanie, że to właśnie Paderewski jest oczekiwanym mężem opatrznościowym, który wyprowadzi kraj z kryzysu. Identyczną myśl zawarł Mieczysław Konarski w swoim tekście o znaczącym tytule Spadkobierca wieszcza, opublikowanym w tym samym numerze dziennika. Tematowi Riond-Bosson poświęcono artykuł zatytułowany Tam, gdzie mieszka Paderewski (korespondencja własna), opublikowany na łamach „Rzeczpospolitej” 9 sierpnia 1931 roku. Jego autor, ukryty pod pseudonimem Veritus, podniósł siedzibę Paderewskiego do rangi symbolu, ukazał ją jako synonim Polski, a raczej tego wszystkiego, co w ojczyźnie dobre i szlachetne:
W Riond-Bosson żywo bije wielkie serce na każdą troskę w kraju, na każde polskie nieszczęście. W Riond-Bosson, jak w czystym zwierciadle odbija niepokalana dusza polska w jej niezwykłym majestacie szlachetności. Riond-Bosson to Polska. Cała, niepodzielona przez żadne kordony, niepokłócona ze sobą, niezatracająca nigdy wiary w siły i w zdrowie narodu, w jego przyszłość wielką i promienną. Riond-Bosson to kuźnica najpiękniejszej polskiej myśli i najszlachetniejszego działania. To coś, jak gdyby polski Monsalvat, przeniesiony nad ciche wody Lemanu, w pobliżu miasta, które jest przecież stolicą polityczną wszystkich państw świata. Czyż nie ma w tym głębokiej symboliki? Czyż nie zawiera się w tym już jednym utajone misterium?
W naznaczonym retorycznym patosem tekście autor stworzył mityczny obraz Riond-Bosson. Szwajcarski dom Paderewskiego usytuował niemalże w politycznym centrum świata, ponad wszelkimi podziałami i sporami. Uwzniośleniu tej wizji w sferze symbolicznej służyć miało odniesienie do zamku Monsalvat – czyli siedziby szlachetnych rycerzy Grala ze średniowiecznej opowieści o Parsifalu i misterium scenicznego Wagnera – którego nazwa figurowała w tytule Mickiewiczowskiej monografii Artura Górskiego przedstawiającej wieszcza jako bohatera walki o przyszłość polskiego narodu, sprawcy patriotycznego „czynu”. Takie ujęcie Riond-Bosson doskonale korelowało z wykreowanym już wcześniej wizerunkiem Paderewskiego jako narodowego herosa i artysty wieszcza.
Goszczący u Paderewskiego publicyści w swoich relacjach uwydatniali także polskie akcenty widoczne w Riond-Bosson i jego otoczeniu. Adam Grzymała-Siedlecki opisując wnętrze willi, zwrócił uwagę m.in. na zdobiące ściany domu płótna malarzy polskich – Jacka Malczewskiego, Leona Wyczółkowskiego, Juliusza Kossaka, Wojciecha Kossaka, Henryka Siemiradzkiego i Józefa Chełmońskiego. Dziennikarz „Rzeczpospolitej” podpisany kryptonimem Wos., przy okazji wzmianki na temat przyjęcia zorganizowanego z okazji imienin Paderewskiego podkreślił, że w tym uroczystym dniu nad dachem domu powiewała polska flaga. Lucyna Kotarbińska, publicystka i działaczka społeczna, zwróciła uwagę m.in. na rosnące w przydomowym parku, kojarzone z polskim krajobrazem wierzby płaczące oraz lipy. Przywodziły one na myśl krajobraz sudyłkowski – krainę beztroskiego dzieciństwa artysty. Do zaczerpniętego z legendy o Piaście Kołodzieju – założycielu państwa polskiego – symbolu swojskiej lipy rosnącej przed dworem odwołał się także Felicjan Szopski w swojej recenzji książki Opieńskiego:
Z całego życiorysu i doskonałej ogólnej charakterystyki można, przy obserwacji zadziwiających szczegółów, wyczuć jedną nić przewodnią, co wiąże wielkie myśli i czyny Paderewskiego. Zaczyna się jej podświadome istnienie może w szczęśliwych czasach tego pierwszego ukochania ziemi ojczystej, tego ulubionego schronienia wśród gałęzi lipy przed dworem rosnącej, a niedługo potem w pełnym już uświadomieniu artysty idzie ona bez przerwy, niezmienna, przez całe życie, podając myślom i czynom impuls serdeczny i uczuciowy, z bezgranicznego ukochania Polski pochodzący.
Nadzieje na powrót Paderewskiego do czynnego życia politycznego w Polsce wzrastały w miarę zbliżających się wyborów prezydenckich 1933 roku. Informacje na temat kandydatury mistrza z Morges na urząd Prezydenta Rzeczypospolitej na łamach polskich pism pojawiały się w lutym 1933 roku. Kandydaturę tę popierała chadecja, część środowisk ludowych i endeckich, z entuzjazmem odniósł się do tego pomysłu Związek Hallerczyków. Akcją propagandową kierował ksiądz Zygmunt Kaczyński, ówczesny dyrektor Katolickiej Agencji Prasowej i działacz chadecji, bywalec Riond-Bosson. Miał on zatem doskonałą możliwość formowania tej części opinii publicznej, która związana była z Kościołem katolickim. Kandydaturę Paderewskiego intensywnie promował Władysław Sikorski, wierząc, że również wielu posłów z obozu rządowego wesprze dawnego premiera. Z kolei Wincenty Witos uważał, że Paderewski jest jedynym kandydatem, którego antysanacyjna opozycja mogła przeciwstawić kandydatowi rządowemu. Rzeczywista pozycja Paderewskiego w kraju nie była tak silna, jak sugerował Sikorski. Na zorganizowanym 19 marca przez ks. Kaczyńskiego spotkaniu polityków opozycyjnych nie uzyskał on pełnego poparcia i tym samym próby utworzenia antysanacyjnego frontu pod jego patronatem w 1933 roku spełzły na niczym. Mimo tego niepowodzenia generał nadal żywił przekonanie, że Paderewski jest tą osobą, pod której sztandarem możliwy będzie powrót do demokracji parlamentarnej.
W styczniu 1934 roku gazety informowały o śmierci Heleny Paderewskiej, przypominając przy okazji jej zasługi m.in. jako założycielki i prezeski Polskiego Białego Krzyża. Artysta już wcześniej, z powodu niedyspozycji, odwołał wszystkie zaplanowane koncerty i po krótkiej kuracji leczniczej w Paryżu odpoczywał w swojej szwajcarskiej siedzibie. Pozostawał jednak w kontakcie korespondencyjnym z generałem Sikorskim, a także z przebywającymi na przymusowej emigracji byłymi więźniami brzeskimi, Wincentym Witosem i Władysławem Kiernikiem. Ten ostatni gościł w Riond- -Bosson w kwietniu 1934 roku. Informowano o tym m.in. na łamach „Robotnika”, podkreślając jednocześnie serdeczne przyjęcie gościa przez artystę, który „interesował się niezmiernie samym przebiegiem sprawy brzeskiej i obecnym losem więźniów brzeskich”. W środowisku ludowców odżyły nadzieje na skonsolidowanie antysanacyjnej opozycji pod duchowym przywództwem Paderewskiego. Idea ta miała szansę realizacji dopiero dwa lata później. Zdaniem Romana Wapińskiego to utrata nadziei na powrót do demokratycznych form ustroju oraz krytyczne stanowisko wobec polityki zagranicznej Polski i świadomość rosnącego zagrożenia ze strony III Rzeszy wpłynęły na decyzję Paderewskiego dotyczącą ponownego włączenia się w życie polityczne. W dniach 15–17 lutego 1936 roku w Riond-Bosson odbyło się spotkanie, w którym uczestniczyli oprócz gospodarza dwaj byli premierzy Rzeczypospolitej – Wincenty Witos i gen. Władysław Sikorski – oraz gen. Józef Haller. Opracowano wówczas plan porozumienia politycznego, znanego jako Front Morges.
W 1938 roku Paderewski powrócił do aktywności artystycznej. Koncertował w Wielkiej Brytanii, Szwajcarii i Stanach Zjednoczonych. W okresie między koncertami przebywał w Riond-Bosson, gdzie – jak dawniej – przyjmował gości. Latem gościli u niego m.in. Artur Rodziński, a także Józef Turczyński, z którym Paderewski pracował nad wydaniem Dzieł wszystkich Chopina. W tym samym roku odwiedził go Piotr Rytel, profesor Państwowego Konserwatorium Muzycznego w Warszawie. Na łamach „Warszawskiego Dziennika Narodowego” w następujących słowach opisał on atmosferę panującą w szwajcarskim domu Paderewskiego:
[…] jest w Szwajcarii inny punkt, ku zachodowi kraju zwrócony, który obecnie stał się małą oazą polskości. Mam na myśli Riond-Bosson, posiadłość Ignacego Paderewskiego w pobliżu Morges, nad Jeziorem Genewskim. Tam naprawdę oddycha się powietrzem polskim. Tam, w atmosferze niezwykłej, tylko w Polsce – i to wśród starszych osób – spotykanej gościnności zapomina się o tym, że się jest w kraju obcym, zamieszkałym przez ludzi, mających swoje interesy, dążenia i ideały od Polski i polskości dalekie. W pięknej siedzibie mistrza niepodobna czuć się inaczej, jak radośnie. Mała, a jakże silnie tętniąca krwią polską, cząsteczka naszej ojczyzny!
28 września 1940 roku artysta opuścił Riond-Bosson i udał się w podróż do Stanów Zjednoczonych. W pożegnalnym komunikacie skierowanym do Szwajcarów mówił:
Riond-Bosson, dom na brzegu jeziora, pozostaje opuszczony. Czy go zobaczę kiedykolwiek? Pozostawiam Wam moje serce i zapewniam, że Oceany, które nas rozdzielą, nie będą mogły zatrzeć w moim umyśle najserdeczniejszych, najwdzięczniejszych i na zawsze wiernych wspomnień o Was wszystkich, o tej drogiej Szwajcarii.
Do swojej szwajcarskiej siedziby Paderewski już nigdy nie wrócił.
Obraz Riond-Bosson utrwalony w przekazach prasowych i świadectwach osobistych daleki jest od wizji cichego azylu emigracyjnego. Szwajcarski dom Paderewskiego jawi się przede wszystkim jako ważna przestrzeń życia kulturalnego, społecznego i politycznego – artystyczna mekka, bezpieczna przystań dla polskich rozbitków i emigrantów z okresu Wielkiej Wojny, nieformalna ambasada Rzeczypospolitej, a nade wszystko – tętniący życiem kawałeczek Polski na obczyźnie. Poprzez mitologizację Riond-Bosson kreowano bądź utrwalano hagiograficzny obraz Paderewskiego – wprawdzie emigranta, który jednak całe swoje życie poświęcił służbie ojczyźnie. Odpowiadało to społecznemu zapotrzebowaniu na wizje wieszczące nadejście herosa, który wyzwoli zbiorowość z niedoli. W odrodzonym państwie polskim, w nowej, niepewnej rzeczywistości naznaczonej kryzysem gospodarczym i politycznym, wizja ta była wciąż bardzo aktualna. Również wykreowany już na przełomie XIX i XX wieku wizerunek Paderewskiego jako oczekiwanego przez naród męża opatrznościowego i narodowego bohatera nie stracił na aktualności.
JUSTYNA SZOMBARA
muzykolożka, kierownik Ośrodka Dokumentacji Muzyki Polskiej XIX i XX wieku im. I.J. Paderewskiego przy Instytucie Muzykologii UJ. W kręgu jej zainteresowań badawczych znajdują się: polska kultura muzyczna XIX i XX wieku (ze szczególnym uwzględnieniem postaci I.J. Paderewskiego), muzyka religijna XVII w., a także zagadnienia edytorstwa i źródłoznawstwa muzycznego.