Wprowadzenie
W polskiej muzykologii stosunkowo niewiele miejsca poświęcono kulturze muzycznej polskich Żydów. Do jeszcze rzadszych należy zaliczyć opublikowane uwagi na temat wzajemnych relacji między społecznością polską i żydowską na gruncie kultury muzycznej. A przecież wchodzenie we wzajemne relacje było nieuniknione nie tylko dlatego, że społeczności te od przełomu XII i XIII wieku pozostawały względem siebie w stałych relacjach sąsiedzkich, lecz również dlatego, że bacznie siebie nawzajem obserwowały, poddawały ocenie przejawy kultury, a także muzycznie na siebie wpływały. Z perspektywy badań nad tradycjami muzycznymi społeczności polskiej istotnym zadaniem jest określenie płaszczyzny i charakteru owych relacji oraz absorbowanych wzorców muzycznych, jak również oddziaływania kultury żydowskiej na nasze rodzime tradycje muzyczne. Sprzyjają temu zachowane – choć rozproszone – przekazy w formie źródeł normatywnych, relacji kronikarskich i dziennikarskich, komentarzy obserwatorów i badaczy, ikonografii, w końcu – zapisów nutowych, dźwiękowych i filmowych. Oczywiście nie sposób w formie artykułu omówić całość obszernej problematyki. Dlatego autor niniejszego szkicu stawia sobie za cel zarysowanie obrazu kształtowania się wzajemnych relacji obydwu grup narodowościowych na gruncie praktyki muzycznej z uwzględnieniem najważniejszych uwarunkowań społecznych, następnie określenie stanu tych relacji w XIX wieku, w końcu scharakteryzowanie tego, jak Polacy postrzegali Żydów i ich kulturę – w tym kulturę muzyczną – tak w głównym nurcie dokumentalistyki tradycji muzycznych (środowisko Oskara Kolberga, który był też pionierem dokumentacji muzyki ludowej polskich Żydów), jak w powszechnym obiegu muzycznym. Z tego też powodu podjęta zostanie tu nie tylko problematyka nawiązań do muzyki żydowskiej wyrażonych explicite oraz obecności w polskim folklorze muzyki żydowskiej w rozumieniu Joachima Brauna, ale również problematyka kontaktów w obrębie życia muzycznego nurtu kultury popularnej.
Kształtowanie się relacji muzycznych społeczności polskiej i żydowskiej do końca XVIII wieku
Jak już wspomniano, stałe kontakty społeczności polskiej i żydowskiej zaczęły się kształtować od przełomu XII i XIII wieku, kiedy to na ziemiach polskich, a przede wszystkim w otoczeniu głównych ośrodków władzy, osiedliły się pierwsze grupy przybyszów z Europy Zachodniej. Nadawane na ziemiach polskich przywileje immunitetowe (postanowienia Statutu kaliskiego z 1264 r., rozszerzone w 1334 r. na całe Królestwo Polskie, a w 1388 roku także na Wielkie Księstwo Litewskie, co miało konsekwencje dla późniejszej Rzeczypospolitej) wraz ze wzrastającą na zachodzie Europy presją migracyjną powodowały falowy napływ ludności żydowskiej przede wszystkim do Polski i niewątpliwie przyczyniły się do nasilenia się kontaktów międzyetnicznych. Jakkolwiek z epoki późnego średniowiecza nie mamy na ten temat relacji, to jednak ponawianie w kolejnych konstytucjach synodalnych pomiędzy 1267 a 1420 rokiem licznych zakazów kontaktów chrześcijan z Żydami świadczy o tym, że zapewne nie przestrzegano ich zbyt sumiennie. Z całą pewnością do intensyfikacji tych kontaktów doszło w wieku XVI, kiedy to na ziemiach Rzeczypospolitej znalazło się około 80% całej ówczesnej populacji Żydów.
Napływ tak dużej grupy ludności żydowskiej już w XIV wieku wywołał żądania – ze strony rad miejskich, a później także rycerstwa – ograniczania praw Żydów oraz wzajemnych kontaktów Polaków i Żydów, co najmocniej zaznaczyło się w wieku XVI. Ograniczenia te spowodowały z kolei pauperyzację ludności żydowskiej i coraz częstsze przechodzenie Żydów do mniej intratnych profesji, a także wpłynęły na ustanowienie wielu regulacji utrudniających wzajemną działalność usługową. I tak w 1549 roku król Zygmunt August wydał dekret stanowiący o organizacji cechowej muzyków, w którym paragraf dziesiąty zabraniał członkom cechu muzyków w Krakowie grania w domach żydowskich, a każdego, kto by trzykrotnie wystąpił przeciw niemu, uznawał za osobę występną i pozbawioną czci (putridus i indignus). Z kolei statut muzyków lwowskich, nadany przez rajców miasta Lwowa w 1580 roku, stwierdzał: „item żydzi, którzykolwiek się bawią muzyką, aby żaden nie ważył się grać na bankietach, biesiadach żadnych, także na weselach catholickich [sic], tak i ruskich i ormiańskich, pod utraceniem instrumentów muzyckich [sic]. A jeśliby się upornie żydzi stawili, na to nic nie dbając, takowi z urzendu [sic] miejskiego powinni być karani”. Statut ten został potwierdzony przez króla Władysława IV w roku 1634. Wcześniej jednak, bo już w 1629 roku kompania trzynastu muzyków żydowskich „zawarła porozumienie z cechem muzyków lwowskich, dające jej prawo grywania na katolickich weselach”. Zresztą i na gruncie prywatnym przedstawiciele obydwu społeczności często się porozumiewali, skoro statut cechu krakowskich uzualistów zakazywał bez zgody cechu nauczania gry na instrumentach, szczególnie akcentując zakaz nauczania przechrzt.
Jak ze wskazanych powyżej dokumentów możemy wnioskować, wzajemna użyteczność muzyczna uzualistów żydowskich i polskich podczas uczt i uroczystości ich sąsiadów odmiennej narodowości i wyznania świadczy o znajomości co najmniej najistotniejszej części muzycznego repertuaru towarzyskiego i obrzędowego. Co więcej, zaskakuje wszechstronność muzyków żydowskich ze Lwowa umożliwiająca swobodę wykonywania również repertuaru obrzędowego i towarzyskiego społeczności ukraińskiej i polskich Ormian. Być może właśnie dlatego cechy polskich muzyków starały się o uzyskanie przywilejów ograniczających działalność muzyków żydowskich. Nie wszędzie jednak wyglądało to w ten sposób. W Wilnie, przy kościele św. Trójcy, powstały w 1703 r. „Kontubernja Uzualistów” i „Konfraternia”, które pomimo religijnego, katolickiego charakteru otwarte były też dla Żydów, mogących w zamian grać w kościołach i na ślubach chrześcijańskich, za co płacili do brackiej skrzynki po groszu. Dzięki wileńskim aktom brackim znamy też imiona niektórych muzyków żydowskich przyjmowanych do bractwa, sugerujące znane nam także z o wiele późniejszych przekazów dziedziczenie praktyki muzycznej w niektórych rodzinach żydowskich– w 1755 roku przyjęto Leyzora Mejerowicza, Szmujła Leyzerowicza, Josela Szewlowicza, Leybę Nochimowicza, Abrama Markowicza, Moyżesza Leyzerowicza, a w roku 1791 Josela Moyżeszowicza i Szołomowicza. W niektórych miastach istniały również oddzielne cechy żydowskich muzyków, jak choćby lubelski, któremu przywilej nadał król Jan Kazimierz w roku 1654. Zdarzało się też, że najlepsi muzycy żydowscy cieszyli się wielką sławą i byli sprowadzani z dość dużych odległości. Przykładowo wesele jednych z najbogatszych mieszczan warszawskich w dniu 5 lipca 1725 roku „[…] rozweselił też Żydek sprowadzony […] z Brześcia, który wyśpiewywał jak Słowik”.
Z XVII i XVIII wieku dysponujemy przekazami potwierdzającymi, że muzycy żydowscy grali nie tylko dla mieszczan, ale również dla koronowanych głów i magnaterii. Król Władysław IV w roku 1638 był zabawiany przez „musicorum synagoga symphoniaci de tribu Juda” [muzyków synagogi z żydowskiej części miasta] ubranych w stroje tureckie. Jan III Sobieski chętnie słuchał kapel żydowskich, jak miało to miejsce w roku 1694 we Lwowie i w Wysockuczy też 20 stycznia 1695 roku podczas kuligu (szlichtady) w Warszawie, kiedy to „Żydzi z cymbałami” poprzedzali „Ukraińców z teorbanami, trębaczy, fajfrów i janczarów zebranych z różnych dworów”. Także rok później, w 1696 roku, kapela żydowska w towarzystwie kozackiej i janczarskiej zapewniała rozrywkę królowej Marii Kazimierze. A w roku 1717 podczas wizyty w Puławach pozbawionej kapeli dworskiej Elżbiecie Sieniawskiej zaoferowano usługi muzyków żydowskich z Tarnogrodu. Instrumentalna muzyka żydowska – oprócz pieśni i tańców z istotnym dla dalszych relacji między Polakami i Żydami majufesem (z fr. majouques) – towarzyszyła także swoistemu homagium społeczności Żydów zamojskich złożonemu w 1763 roku u ks. Adama Kazimierza Czartoryskiego. Jak widać, na dworach królewskich i magnackich muzycy żydowscy bardzo często zastępowali – pożądanych w dobie sarmackiej mody na orientalizm, a możliwych do pozyskania wyłącznie w charakterze łupu wojennego – muzyków z kapel janczarskich. Zdarzało się jednak, że muzycy żydowscy traktowani byli także bardziej wielofunkcyjnie. Potwierdza to znacznie późniejsza relacja Maurycego Karasowskiego z rozmowy z przypadkowo spotkanym muzykiem żydowskim z Berdyczowa:
Dotarłszy do pewnej ciaśniejszej jeszcze od innych i osamotnionej nieco uliczki, posłyszałem wyraźny głos klarnetu, wygrywający albo raczej wypłakujący jakiegoś o nadzwyczajnie oryginalnym rysunku poloneza. […] Zbliżyłem się nareszcie do okna, skąd rozlegał się żałosny głos klarnetu, i spostrzegłem staruszka izraelitę, któren pomimo podeszłego wieku, dzielnie jeszcze biegle władał tym instrumentem.
– Przepraszam cię, mój przyjacielu – rzekłem[,] pozdrowiwszy starca ukłonem – ale racz mi powiedzieć, co to za polonez co go tak dobrze wygrywasz?
– Co to za polonez? – odrzeknie pewnym głosem, [–] albo ja wiem! Nauczyłem się go od mojego ojca.
– A twój ojciec gdzie go się nauczył?
– Hm, tego ja nie wiem; zapewne na dworze Radziwiłła, wojewody wileńskiego.
– Cóż on tam robił? – pytam zdziwiony.
– Jakto, co mój ojciec tam robił? On był klarnecistą w nadwornej kapeli Jego Ks. Mości. Oprócz mojego ojca było jeszcze jedenastu innych żydów grających na rozmaitych instrumentach, stanowiących oddzielną muzykę; bo była także i druga, z samych chrześcijan złożona. Wszystkich żydów książę wojewoda ubierał po turecku i czasami, kiedy tego żądał, w pokojach dla niego grywali, a już to najczęściej w kościele podczas nabożeństwa. Tego poloneza zapewne tamże w Nieświeżu mój ojciec się nauczył, a ja od niego.
W początkach XIX wieku – okresie wygasania pozostałości sarmatyzmu – echem dawnej obecności muzyków żydowskich na dworach i w kościołach było korzystanie z usług kapel żydowskich przez klasztory i teatry konwiktowe, jak w przypadku dominikanów nowogródzkich na przełomie 1816 i 1817 roku, kiedy „najęto Żydów z cymbałami do grania […] po rubli srebrnych cztery co wieczora”. Wkrótce jednak i to ustało, a pamięć podobnych praktyk zatarła się do tego stopnia, że Maurycemu Karasowskiemu w połowie XIX wieku nie mieściło się w głowie, „by ten lud niewierny[,] co ukrzyżował niegdyś Chrystusa, w bisurmański strój przebrany zmuszać do oddawania w świątyni katolickiej czci Temu, w którego świętość nie wierzy, i muzyką przyczyniać się do chwały Jego!”. W kulturze ziemiańskiej jednak kapele żydowskie były obecne do drugiej wojny światowej, towarzysząc uroczystościom rodzinnym i balom właścicieli średnich i mniejszych majątków ziemskich.
Wyjąwszy sytuacje, w których zastępować mieli muzyków janczarskich, Żydzi na ogół grywali na instrumentach będących wówczas w powszechnej miejskiej praktyce muzycznej na ziemiach Rzeczypospolitej – zazwyczaj na „skrzypcach (w ich ludowej odmianie tzw. serbach), cymbałach, rzadziej basach (basetli) i dudach”, a „skład zespołu był najczęściej 3-osobowy, np. skrzypce, cymbały basetla”. Takie instrumenty będą też przeważały w składzie kapel żydowskich do drugiej połowy XIX wieku.
Muzycy żydowscy żyli i grywali także na wsi. Zapewne funkcjonowali tam już od XVI wieku, kiedy znaczny napływ ludności żydowskiej do Polski wraz z ograniczeniem jej miejskich praw wymusił osiedlanie się i podejmowanie zajęć zarobkowych również w środowisku wiejskim. Jednak w literaturze przedmiotu za początek wiejskiej praktyki klezmerskiej zwykło się przyjmować dopiero połowę XVIII wieku. Na wykształceniu się tego poglądu zaważył zapewne fakt, że właśnie z drugiej połowy XVIII wieku zachowały się pierwsze pisemne relacje potwierdzające grywanie żydowskich muzykantów dla społeczności chłopskiej. Przykładem jest tu relacja przebywającego w Polsce w latach 1777–1781 francuskiego podróżnika Huberta Vautrina, który w swoich pamiętnikach pisał:
W czasie karnawału chłopi z kilku wsi zbierają się w karczmie, gdzie dwa lub trzy kieliszki wody ognistej i trochę chleba składają się na całą ich ucztę. Przy dźwiękach cymbałów lub skrzypiec żydowskiego grajka kręcą się rytmicznie, stłoczeni na małym kawałku podłogi. Przerwy w tańcu zapełniają piciem wódki i ożywioną rozmową.
W przekonaniu autora niniejszego artykułu druga połowa XVIII wieku nie była jednak początkiem muzykanckiej praktyki Żydów na wsi, lecz raczej okresem jej wzmożenia w związku z pogłębiającym się od dawna kryzysem ekonomicznym, który w połowie tego stulecia doprowadził do znacznego zubożenia społeczności żydowskiej oraz zmiany jej struktury zawodowej. Niewątpliwie jednak w drugiej połowie XVIII wieku pojawiło się zjawisko wędrownych muzykantów żydowskich.

Ilustracja 1. Kazimierz Żwan, Karczma, 1818, litografia dwubarwna, Biblioteka Narodowa, G.50918/II
Muzyczny folklor żydowski w XIX wieku w relacjach zbieraczy folkloru i komentatorów prasowych

Przykład 1. Pieśń bałegulska z tomu Przemyskie Oskara Kolberga
Chociaż muzyka żydowska nie stanowiła przedmiotu badań polskich zbieraczy folkloru, to jej przykłady zostały odnotowane przez Oskara Kolberga. I chyba nie był to materiał zgromadzony przypadkowo, skoro Kolberg w pierwszym tomie Chełmskiego pisał:
Żydzi, po małych zwłaszcza miasteczkach, stanowiąc główny ludności kontyngens, trudnią się tu jak wszędzie handlem i faktorstwem. Obyczaje ich i sposób życia, lubo nieraz opisywane w rysach ogólnych (jak np. przez Niemcewicza, Czackiego itd.)[,] warte są szczegółowych studyów.
Jakkolwiek sam Kolberg nigdy takich studiów nie przeprowadził, to jednak ze względu na przytoczoną opinię, jak również odnotowane materiały stał się niewątpliwie pionierem dokumentacji tradycyjnego repertuaru muzycznego społeczności żydowskiej na ziemiach polskich. Zapisy te z perspektywy tematu niniejszego artykułu stanowią zaś nieoceniony materiał do ukazania cech muzycznego folkloru żydowskiego w XIX wieku, użycie do tego celu o wiele zasobniejszych zbiorów dwudziestowiecznych mogłoby bowiem zniekształcić nasz wizerunek folkloru muzycznego zupełnie innego okresu historycznego.

Przykład 2. Pieśń Rebe rebe gaj z tomu Przemyskie Oskara Kolberga
W zbiorach Oskara Kolberga odnajdujemy łącznie cztery pieśni w języku jidysz odnotowane po dwie w monografiach Przemyskie oraz Góry i Podgórze. Część II. W tomie poświęconym Przemyskiemu Kolberg udokumentował pieśń Fuhr ech mijer arauso pechowym i smutnym, choć pełnym wiary w przyszłość i odmianę losu furmanie żydowskim, określanym w języku jidysz jako bałegułe, oraz obyczajową pieśń Rebe rebe gaj, oddającą konflikt pokoleniowy na tle miłosnym pomiędzy dorastającą córką rabina a jej rodzicami. Pieśni te stanowią przykłady większych grup tematycznych repertuaru muzycznego – pieśni bałegulskich oraz typowych dla XIX wieku pieśni miłosnych związanych z zaniechaniem praktyki zaślubin małoletnich i emancypacją młodzieży żydowskiej. Obydwa przykłady utrzymane są w skali eolskiej (określanej w tradycji żydowskiej jako Mogen-Avos), z nielicznymi alteracjami trzeciego stopnia w pieśni bałegulskiej, mogącymi być przejawem oddziaływania skali miksolidyjskiej (Adonai Malakh) lub trybu durowego. Właśnie skalę eolską wraz ze stosowanymi w niej licznymi alteracjami Abraham Cwi Idelsohn uznał w świetle swoich badań za jedną z najbardziej typowych dla tradycyjnej muzyki żydowskiej, co uzasadniał powszechnym stosowaniem jej przy melorecytowaniu ksiąg prorockich Pisma Świętego (stąd Idelsohn określał ją, jako „modus profetyczny”). W melodyce obydwu pieśni łatwo wskazać stosunkowo często występujące repetycje dźwięku, a w pieśni Rebe rebe gaj dodatkowo wyróżnić możemy charakterystyczne motywy oparte na trójdźwięku tonicznym oraz skoki interwałowe pomiędzy pierwszym i piątym stopniem skali. Cechy melodyki wskazują więc przede wszystkim na wpływy śpiewów synagogalnych. Metrum obydwu pieśni jest parzyste z charakterystycznymi, descendentalnymi figurami rytmicznymi
lub też izorytmicznymi przebiegami ósemkowymi i szesnastkowymi, co również odpowiada cechom charakterystycznym dla znacznej części repertuaru żydowskiego odnotowywanego w okresie późniejszym.

Przykład 3. Śpiew Ma noimer z tomu Góry i Podgórze Oskara Kolberga
Zapisane przez Kolberga w Zakopanem (tom Góry i Podgórze) dwie inne pieśni – Ma noimer i Och und meine schnelle lufem – mają natomiast improwizacyjny, wolnometryczny charakter, z prostą melodią zbudowaną na skali tetratonicznej lub heksatonicznej i zorganizowaną w sposób izorytmiczny. Specyficzne dla nich jest wykorzystanie głównie stopni należących do trójdźwięku tonicznego i stosunkowo częste ich powtarzanie, przez co śpiewy te przypominają inwokacje uroczystych śpiewów obrzędowych. Nawiązując do badań Agnieszki Jeż nad zbiorami Menachema Kipnisa, śpiewy tego typu należy odnieść do pierwszej części biesiadnych czy satyrycznych śpiewów chasydzkich, lub też raczej antychasydzkich parodii, w swym tekście bowiem odwołują się żartobliwie do osoby podanego przy zapisie informatora, Izaaka Engela, i kręgu jego znajomych – Zadka Awruhoma oraz Scholia.
Więcej melodii żydowskich odnajdujemy w grupie tańców i melodii bez tekstów, a więc najprawdopodobniej przykładów muzyki instrumentalnej. Do ciekawszych należą tu melodie zapisane w Rudzie Guzowskiej (obecnie Żyrardów) podczas wesela żydowskiego . Faktura obydwu przykładów o tanecznym charakterze zdaje się najbardziej odpowiadać aplikaturze skrzypcowej (wskazują na to też stosowane ornamenty – mordenty, tryle, dwudźwięki). Tańce te wykazują zbliżoną formę muzyczną (abb’c), skalę (eolską lub eolską z alterowanym siódmym stopniem), a także metrorytmikę (dwumiar z izorytmicznymi przebiegami ósemkowymi i szesnastkowymi oraz charakterystycznymi descendentalnymi figurami rytmicznymi). W przykładzie oznaczonym numerem 259 uwagę zwraca oparcie melodyki na trójdźwięku tonicznym, w 260 – na powtarzanych dźwiękach, co wskazuje na omawiane wyżej oddziaływanie repertuaru synagogalnego. Podobne cechy muzyczne (choć w skali eolskiej pojawia się akcydentalnie podwyższenie VI stopnia) ma również Żydowski taniec zapisany w Guzowie – osadzie oddalonej o kilkanaście kilometrów od Rudy Guzowskiej. Ta niewielka odległość czyni wielce prawdopodobnym przypuszczenie, że przykład ten mógł zostać wykonany przez tego samego skrzypka żydowskiego, który tym razem znajdował się poza kontekstem obrzędu weselnego. Ciekawostką jest umieszczenie przez Kolberga w nawiasie obok opisu „żydowski taniec” określenia „turecki” – czyżby miało ono sugerować powielanie przez hrabiego Feliksa Sobańskiego przykładów Karola Stanisława Radziwiłła „Panie Kochanku”? Tej bardzo odważnej hipotezy niestety nie uda nam się raczej potwierdzić.

Przykład 4. Repertuar instrumentalny z wesela żydowskiego w Rudzie Guzowskiej z VI części tomu Mazowsze Oskara Kolberga
Inną grupę repertuaru zapisanego przez Kolberga stanowią przykłady określone jako „Żyd” lub „Żydek”. Sama nazwa wskazuje na wysokie prawdopodobieństwo przejęcia wykonywania owego repertuaru przez muzyków chrześcijan, choć niewątpliwie przyswojony był od muzyków żydowskich, o czym świadczy również to, że charakteryzują go cechy muzyki żydowskiej opisane przez Abrahama Cwi Idelsohna: prosta, dwuczęściowa forma, metrum parzyste, rytmika izorytmiczna, alterowane skale – dorycka (Mi-Sheberah), frygijska (frejgisz, Ahavah-Rabbah), eolska (Mogen-Avos). Poza tym pojawia się skala lidyjska, będąca jednak zapewne przejawem oddziaływania repertuaru mieszkańców wsi polskich. Prócz wymienionych powyżej cech możemy również wyróżnić dalsze: skoki interwałowe pomiędzy drugim i piątym stopniem oraz skoki oktawowe na piątym stopniu skali jako gesty zaczerpnięte ze śpiewów synagogalnych. Niemniej w przykładach odnotowanych w karpackiej wiosce dostrzegamy też charakterystyczne dla kręgu karpackiego zwroty melodyczne i rytmiczne lub też kojarzone z krakowiakiem ugrupowania synkopowe, co świadczy o podatności repertuaru muzycznego społeczności żydowskiej na oddziaływanie otoczenia. W jednym przypadku Kolberg wskazał, że zapisana melodia to w istocie „taniec we czterech, z pokłonami”. Grażyna Władysława Dąbrowska w swoim leksykonie tańców polskich wyróżniła całą grupę repertuaru tego typu, definiując ją jako:
[…] taniec przejmowany niekiedy przez polską społeczność małych miasteczek i niektórych wsi, w różnych częściach kraju, od żyjącej wśród niej populacji wyznania mojżeszowego. […] Wszędzie tańczony przy podobnej dwuczęściowej muzyce, w jednej części – z ukłonami, w drugiej – w rodzaju drygliwej polki, chodu lub biegu.
W tym miejscu nieco uwagi poświęcić należy wykonawcom opisanych powyżej tańców – muzykom. W pierwszej połowie XIX wieku korzystano z tych samych instrumentów, o których była mowa w poprzednim podrozdziale, a najczęściej muzycy żydowscy występowali w składzie: skrzypce i basy; skrzypce, basy i bębenek obręczowy; skrzypce, basy i cymbały. Trio żydowskie złożone z cymbałów, skrzypiec i bębna obręczowego wymienił Wasilij von Rotkirch, relacjonując działalność teatru w Druskiennikach ok. 1854 roku. W miarę upływu czasu składy zespołów zaczęły się jednak rozrastać, dołączano do nich instrumenty dęte, a cymbały zaczęto albo zastępować innymi instrumentami o zbliżonych walorach, albo też całkiem eliminować z zespołów. Przykładowo Cyprian Godebski na płaskorzeźbie z 1875 roku zobrazował kapelę żydowską w składzie: cymbały, skrzypce, flet poprzeczny, basy i klarnet. Marian Fuks wśród instrumentów kapel żydowskich końca XIX wieku i początku wieku XX obok skrzypiec, kontrabasu, bębna i cymbałów wymienia też lutnie i trąbki oraz podkreśla wirtuozerię grających na nich muzyków.

Ilustracja 2. Franciszek Streitt, Wędrujący kwartet, „Kłosy”, nr 535 z 30 IX 1875, Biblioteka Cyfrowa Uniwersytetu Łódzkiego
Ale kapele żydowskie nie wyczerpują podjętego przez nas tematu. Pamiętać należy, że XIX wiek był okresem haskali (odrodzenia), które także na ziemiach polskich przyniosło znaczne zmiany w świadomości i sytuacji Żydów. Ruch ten wytworzył między innymi swego rodzaju presję społeczną, w wyniku której wielu muzyków – najczęściej wywodzących się z rodzin o wielopokoleniowych tradycjach klezmerskich – zaczęło przejawiać chęć zarzucenia muzyki użytkowej na rzecz praktyki koncertowej. Niestety, na ziemiach polskich drzwi na estrady koncertowe i do orkiestr teatralnych dla muzyków żydowskich uchylały się stopniowo. Stąd z jednej strony kolejne pokolenia muzyków żydowskich wkraczały w świat muzyki poważnej etapami, z drugiej zaś strony w związku z rosnącym zapotrzebowaniem społecznym na nowe formy rozrywki wytworzyło się zjawisko pośrednie – orkiestry taneczne, objazdowe, uzdrowiskowe złożone wyłącznie z muzyków żydowskich. Miało to swoje konsekwencje także dla kapel klezmerskich – w wielu miejscowościach, szczególnie na terenie Galicji, zaczęły się one rozrastać, osiągając czasem rozmiary orkiestr kameralnych w służbie zamożnych mieszczan i lokalnego ziemiaństwa. Niektóre z tego rodzaju zespołów znamy z pochlebnych przekazów prasowych, tj. orkiestry Auberów z Tarnowa, Wolfsthalów z Tarnopola (skąd jeździli też na wesela i bale m.in. do Lwowa), Judki Melodysty, międzyrzecką Jontela, łęczycką Nusbauma oraz najsłynniejszą – radomską Siwka vel Chwata. Dla lepszego wyobrażenia sobie ówczesnych realiów warto zwrócić uwagę, że ta ostatnia grupa miała następujący skład: „dwie trąby, jeden puzon, pikulina i 4-ry smyki z maryną”.
Najbardziej spektakularnym zjawiskiem w dziewiętnastowiecznej kulturze muzycznej Żydów z ziem dawnej Rzeczypospolitej było pojawianie się wybitnie uzdolnionych, samorodnych wirtuozów. W pierwszej kolejności należy wskazać tu Samsona Jakubowskiego z Kowna (ur. 1801), wynalazcę w latach dwudziestych „harmoniki drewnianej” (ksylofonu o sztabkach ułożonych w czterech rzędach na słomianych wałkach) – grą na niej zachwycił publiczność między innymi w Petersburgu, Królewcu i Paryżu (od 1832 r.), a także w Niemczech, Danii i Anglii (pochlebnie wypowiadali się o nim np. Cherubini, Rossini, Paganini, Paër, Auber). Komponował i improwizował fantazje, potpourri, polonezy. Po krótkiej, błyskotliwej karierze estradowej stracił jednak swą popularność.
Większą sławą cieszył się Michał Józef Guzikow. Pochodzący z rodziny klezmerskiej przyszły ksylofonista urodził się 2 września 1806 roku w Szkłowie, w obwodzie mohylewskim. Ojciec, grający zawodowo na flecie i bębnie, nauczył początkowo Józefa również gry na flecie. Wspólnie zresztą występowali, koncertując w duecie w różnych miastach Rosji. Wkrótce jednak dała znać o sobie gruźlica płuc, zmuszając Józefa do zmiany instrumentu. W 1831 roku skonstruował on „instrument drewniano-słomiany”, który w rzeczywistości był tylko udoskonalonym ksylofonem Jakubowskiego. Modernizacja Józefa Guzikowa polegała na bardziej ergonomicznym ustawieniu płytek drewnianych na specjalnie spreparowanych wałkach zszytej słomy (stąd często mówiono o „harmonice słomianej”). Dzięki nim instrument był głośniejszy i bardziej dźwięczny, a figuracje przebiegały płynniej. W 1834 r. Guzikow koncertował w Moskwie, Kijowie i Odessie, gdzie poznał Karola Lipińskiego. Z pomocą tego wybitnego skrzypka, jak też poety Alphonse’a de Lamartine’a, odbył trasę koncertową po Niemczech, Austrii, Belgii i Francji, budząc entuzjazm swymi fantazjami na tematy polskie, transkrypcjami arii operowych, koncertów Carla Marii von Webera, Johanna Nepomuka Hummla oraz Niccola Paganiniego. Wyczerpany chorobą i trasą koncertową zmarł 21 października 1837 roku w Akwizgranie.
Innym wirtuozem, choć już nie na skalę międzynarodową, był Mordko Fajerman, który urodził się w Kałuszynie w 1803lub 1810 roku. Tam też prawdopodobnie nauczył się grać na skrzypcach i cymbałach w drodze samodzielnych prób i naśladownictwa najlepszych znanych sobie muzyków, gdyż o swojej edukacji mówił: „Trzeba było słyszeć takich, jakich ja słyszałem!”. Zawodowo grał na własnoręcznie skonstruowanym idiofonie szklanym, zaopatrzonym w 25 sztabek rozmieszczonych w trzech rzędach, uderzanych korkowymi pałeczkami. Pomimo odmiennej budowy instrument ten muzyk – podobnie jak później wszyscy sprawozdawcy – zgodnie ze staropolską tradycją określał mianem „cymbałów”.
Dzięki – wyjątkowej w XIX wieku – wnikliwości i otwartości Wacława Szymanowskiego wiemy sporo na temat preferencji estetycznych i technicznych Fajermana:
Swój instrument kocha nadewszystko; sam sporządza do niego koreczki i naprawia go[,] gdy potrzeba. Skrzypce, lubo gra na nich dobrze, niewiele ceni, na fortepian patrzy z pod oka, a dla katarynek, chociażby najkunsztowniejszej włoskiej roboty, ma najwyższą pogardę. Niema, powiada, instrumentu do muzyki, jak cymbały. W nich mieści się wszystko i wszystko wyraża. Palcom, choćby najlepiej wyrobionym, brak zawsze korkowej elastyczności; smyczek zawodzi, długi on bowiem, a struny zbyt blizkie jedna drugiej; na trąbce lub klarynecie tchu braknie i w najdrażliwszej chwili odezwie się ton piskliwy, chropowaty, albo przedęty; tylko pałeczka zawsze zrobi swoje, trafi do szkła i wydobędzie dźwięk w samą miarę, wedle woli muzykanta, wedle myśli utworu.

Ilustracja 3. Mordko Fajerman, „Tygodnik Illustrowany” 1867, nr 407, Biblioteka Narodowa, mf. 32460
W relacjonowanym obszernie przez prasę krajową wielkim pożarze Kałuszyna w 1845 roku muzyk stracił całe mienie i wiosną roku 1850 przeniósł się do Warszawy, gdzie zamieszkał przy ulicy Brzozowej. Mimo dużej konkurencji już w drugim miesiącu swojego tu pobytu zwrócił na siebie uwagę dziennikarzy. Świadomy schyłkowości praktyki gry na instrumentach podobnych do własnego nie uważał swego zajęcia za zbyt intratne i z tego też powodu nie kształcił uczniów. W 1867 roku mówił o tym w sposób następujący:
[…] cymbały giną i ginie gust do nich. A zresztą teraz młodzi ludzie wolą handlować i póty się patrzeć na złotówkę, aż im z niej w ręku rubel wyrośnie. Cymbały tej sztuki nie dokażą; człowiek z nich ledwie żyć może. Więc jak umrę, to już nie wiem nawet[,] czy jest kto drugi w Warszawie, któremubym mógł mój instrument zapisać i któryby mógł na nim zagrać.
Pomimo to Mordko Fajerman ze swego ulicznego grania utrzymywał nie tylko siebie i żonę, ale również piątkę dzieci. Jego podwórkowe prezentacje zawsze realizowane były według z góry określonego porządku:
Kiedy zajdzie gdzie na podwórko, a dzieci go otoczą, daje im z uśmiechem pałeczkę w rękę i każe próbować, uszczęśliwiony niefortunnemi ich usiłowaniami. Dopieroż poproszony[,] żeby pokazał jak to się robi, rozpoczyna gammy chromatyczne, tryle i cały labirynt pasażów, które zdawałyby się niepodobne do wygrania na cymbałach; tony mieszają się, dźwięczą jeden za drugim, że trudno je uchwycić, a jednak to wszystko stanowi całość i nie znajdziesz tam nic niepotrzebnego. Pałeczki jak zaczarowane latają w palcach Jankla, jak gdyby skrzydeł nabrały. I dziwna rzecz, człek to stary i wątły na pozór, a jednak gdy pałeczki ujmie w palce i raz po cymbałkach uderzy, w ruchach jego jest pewność, elastyczność młodzieńcza; starzec się odrodził i został artystą, artystą pewnym siebie, niezmordowanym.
Opis Szymanowskiego jest bodaj jedyną tak szczegółową charakterystyką stylu indywidualnego wyjątkowo sprawnego technicznie podwórkowego klezmera i w zakresie tematu niniejszego artykułu stanowi bezcenne źródło. Co więcej, autorowi zawdzięczamy też informacje na temat preferencji repertuarowych muzyka i motywacji zawodowych, które pozwalają dostrzec nam człowieka o głębokich zamiłowaniach muzycznych i artystycznych, a nie tylko wyrobnika oczekującego zapłaty:
Posiada też repertuar szeroki, najwięcej jednak rzeczy miejscowych. W mazurach jest nieporównany i sam je najlepiej grać lubi. […] Ma on parę swoich ulubionych kawałków, których nie grywa za pieniądze, ale je daje jako dodatek, jeżeli się znajdzie w obec prawdziwego swojej gry zwolennika. Bo Jankiel bardzo jest czuły na pochwały, woli je niż pieniądze, chociaż i te bardzo ceni.
I przypomnijmy w tym miejscu ważny fragment z początku artykułu Szymanowskiego:
[…] kiedy mówimy Jankiel, to nie dlatego żeby istotnie tak się nazywał, ale wszyscy wołają na niego tem imieniem i staruszek temu nie przeczy. Snadź uśmiechnęła mu się sława upoetyzowanego protoplasty i pyszni się podobieństwem do opisu, bo i on ma także długą, siwą brodę, czoło pomarszczone i nosi się po staremu.
Niewątpliwie mit Jankiela miał wpływ na ogromną popularność w Warszawie Mordki Fajermana. Wydaje się zresztą, że sam cymbalista – nawet w podeszłym wieku – wyczuwał tęsknotę za mitami narodowymi i umiejętnie się w nie wpisywał. W okresie upowszechnienia się mitu kosynierów kościuszkowskich i zapotrzebowania na nowe, rozbudowane kompozycje utrzymane w rytmice krakowiakowej, jak też na inne tańce pochodzenia chłopskiego, Fajerman także zmienił repertuar, o czym zaświadczał dziennikarz „Nowin” w sierpniu 1878 roku:
Parę dni temu, w jednym z zakładów gastronomicznych słuchaliśmy… koncertu Jankiela. Staruszek, jak gołąb siwy, znany dobrze publiczności warszawskiej zdrowo się jeszcze trzyma, i na zarzuconym przez wybrednych muzykusów instrumencie – z właściwą sobie wprawą a odczuciem wykonywa krakowiaki, obertasy i mazury. Specyalnością jednak artysty ludowego są[,] jak się zdaje[,] krakowiaki, których cymbałkowa ekspozycya odznacza się miękkością i ogniem.
Wkrótce jednak – około 1880 roku – czy to z powodu starości, czy śmierci Mordko Fajerman zniknął z ulic Warszawy, choć jego legenda odżywa co jakiś czas na łamach czasopism warszawskich do dziś. Nie zawsze jednak tak pochlebnie wyrażano się o żydowskich muzykantach. W relacjach z prowincji na ogół przeważała narracja krytyczna – od delikatnych przytyków po jednoznaczną dezaprobatę. Przykładowo w 1857 roku z koncertu w Łęcznej reporter „Gazety Warszawskiej”, zachowując duży umiar, donosił:
w obszernej stajni żydowskiej […] zamiast krzeseł były poukładane na kształt ławek tarcice, a czterech żydków składających orkiestrę (czterech innych przekupieni przeszli grać do kawiarni) nie żałowało stron [sic!] i piersi, aby zadowolić słuchających […].
Za to 18 grudnia 1858 roku, opisując zajazd położony zaledwie o 100 metrów od dawnych koszar 3 Brygady Piechoty gen. Piotra Szembeka, w których trzy dekady wcześniej odbył się popis Fryderyka Chopina i znakomitych muzyków wojskowych, redaktor warszawskiej „Gazety Codziennej” pisał:
Melomanja zawitała już do Sochaczewa; przedstawicielami jej są wychodźcy spod foksalu skierniewickiego pochodzenia egipsko-izraelskiego […]: mały szejgec czyli primo violino, wyrostek Judel czyli violino secondo i szpektor z gitarą czyli basso et canto. Kto chce obrzydzić sobie muzykę niech się uda do oberży w Sochaczewie, gdzie na pierwszym planie obaczy szynk ze stosownem towarzystwem, w drugiej sali opisaną trójkę muzyczną, a w trzeciej przez gęste obłoki dymu dojrzy bilard i amatorów z kijami w około niego chodzących.
Żydzi i ich kultura muzyczna w opiniach i ekspresji muzycznej społeczności polskich w XIX wieku
W ostatniej części niniejszego artykułu chciałbym przyjrzeć się postrzeganiu Żydów i ich kultury muzycznej przez polską szlachtę, mieszczaństwo oraz chłopów w XIX wieku, co pozwoli na dopełnienie obrazu relacji muzycznych obu etnicznych społeczności w XIX wieku.
Na początek należy zwrócić uwagę na wspomniany już wcześniej majufes. Jakkolwiek określenie to pochodzi od incipitu hebrajskiej pieśni szabasowej (zemer) Mah yofis, to jednak w polskiej kulturze już w XVIII wieku związane było z tańcem wykonywanym przez Żydów ku rozrywce karmazynów i ziemian, czego przykład stanowi choćby wskazane powyżej homagium zamojskie. Jak się jednak wydaje, w miarę upływu czasu coraz niższe grupy społeczne domagały się od przedstawicieli społeczności żydowskich majufesa, co w XIX wieku utrwalono na kartach dramatów, powieści, słowników i czasopism. W tym kontekście interesującym jest wspomnienie Kazimierza Władysława Wójcickiego o graniu majufesa przez czternastoletniego Fryderyk Chopina przed żydowskimi handlarzami zboża, którzy „podrygiwali radośnie i tańczyli”, „bo tak grał, tak grał jakby rodzony Żyd”. Taniec ten prezentowany też był na scenach teatralnych i baletowych aż po okres międzywojenny w sposób przerysowany, solista wykonywał w szybkim tempie bliżej nieokreślone obroty, skoki itp. Jednakże jego niezbyt wyszukana forma taneczna, a przede wszystkim błazeński charakter już w latach dwudziestych XX wieku wzbudzały niesmak, co wyraził Dzikowski:
Patrząc dziś na popisy taneczne baletu warszawskiego i jego tak bardzo utalentowanych wykonawców, nie można niestety obronić się przed poczuciem pewnej manieryczności, przed skostniałością formy i brakiem wszelkiej inwencji. […] Od szeregu lat patrzymy na tego samego krakowiaka, na tego samego oberka i mazurka, oraz na to samo podrygiwanie jowialnego żydka ze swoją Ryfką i małemi bachorkami.
Nic więc dziwnego, że z perspektywy kultury żydowskiej taniec ten – wykonywany często pod presją – traktowano jako przejaw dominacji polskich posiadaczy ziemskich nad obsługującymi ich faktorami, a termin majufeśnik czy mayufes-yid od ponad stu lat oznacza kogoś, kto się uniża przed osobą o wyższej pozycji lub też ukrywa swe żydowskie pochodzenie.
Jeśli chodzi o szerzej rozumianą inteligencję, a więc wykształconą szlachtę i mieszczaństwo, to należy podkreślić, że do ostatniej ćwierci XIX wieku nie dostrzegała ona niemal zupełnie osobowości muzykanckich wśród polskich chłopów, którzy swoją praktykę muzyczną na ogół łączyli z pracą na roli, co siłą rzeczy musiało się odbijać negatywnie na ich sprawności technicznej. Tymczasem muzykanci żydowscy, bardzo długo pozbawieni prawnie wielu możliwości zarobkowania dostępnego rdzennym społecznościom i skazani tym samym na specjalizację w wybranym wolnym zawodzie, dochodzili nieraz do ogromnej biegłości muzycznej. Ich wirtuozeria przyciągała wielu obserwatorów i zmuszała do przełamywania bariery anonimowości, co ze zdziwieniem konstatował redaktor „Kuriera Warszawskiego”, obserwując grę Mordki Fajermana:
Zdaje się na pozór, iż rzecz podobna nie powinnaby nawet zwracać naszej uwagi; tymczasem widząc i słysząc tego nowego w swym rodzaju artystę, musiemy [sic] inaczej powiedzieć. Dwadzieścia pięć tabliczek szklanych w trzech kondygnacjach, i dwie pałeczki korkowe, stanowią cały mechanizm tego instrumentu, z którego Mordka z niesłychaną zręcznością wydobywając pełne harmonji i wdzięku tony, każe mimowolnie wyrzec o sobie, że rzadko można się spotkać z takiemi mordkami.
Jak widać, zachwyt nad sprawnością techniczną muzyka nie powstrzymał jednak Karola Kucza od niewybrednego i uszczypliwego żartu w zakończeniu relacji. Jednakże zwrócenie uwagi na wybitną osobowość Fajermana – nawet wbrew woli redaktora – stało się faktem. W tym też czasie w dorosłe życie wchodziło stopniowo nowe pokolenie inteligentów, które cechowały bardziej demokratyczne poglądy oraz szacunek do Żydów i ich muzycznej kultury przyjęty wraz z mitem Jankiela z Pana Tadeusza. Wobec tego nie dziwi poniższa relacja:
Gdy piszący to, był uczniem w zakładzie Leszczyńskiego, około r. 1860, a „Jankiel” przyszedł na Świętojerską, zapraszaliśmy go do naszej sypialni i tu nieraz całą godzinę budził w nas młodzieńczy zapał grą, której nie słyszały nigdy podwórka.
Ważną rolę odgrywał sam mit Jankiela, poprzedzony wzorcem postaci Mośka z komediooper Ludwika Adama Dmuszewskiego i Alojzego Żółkowskiego. Doczekał się on już bogatej literatury, której nie sposób w tym tekście streścić. Warto jednak podkreślić, że w II poł. XIX wieku wystarczał pretekst, aby automatycznie narzucano wzór literacki Jankiela i jego gry na zjawiska realnie występujące w życiu codziennym. Przykład Mordki Fajermana jest tu najwymowniejszy.
W samej praktyce taneczno-muzycznej chrześcijańskich mieszkańców ziem Rzeczypospolitej zastanawiającym zjawiskiem stało się nader częste łączenie tańców wywodzących się z dziewiętnastowiecznej europejskiej mody tanecznej, takich jak polka, écossaise i schottisch, czy też przypisywanych im tekstów, z tematyką żydowską. Wydaje się prawdopodobne, że pretekstem dla tych skojarzeń bywała już sama metrorytmika dwumiarowa, a czasem dodatkowo także charakterystyczna melodyka (jak np. różne odmiany skali eolskiej). Ale po żydowską tematykę sięgali też chętnie kompozytorzy, jak choćby Henryk Chojnacki (1817–1894) w swojej polce zwanej Fajgełe-Bajgełe. Utworów takich pojawiało się później znacznie więcej, a swego rodzaju współczesnym pomnikiem działalności twórczej tego typu jest niesłabnąca popularność wśród muzyków ludowych Polki szabasówki. Trudno pozbyć się przekonania, że nawiązania do folkloru żydowskiego w warunkach polskich stanowiło najprostszą formę realizacji potrzeby obcowania z orientem – zjawiska okresowo nieobcego także innym krajom europejskim.
Z folklorem tanecznym łączą się też rzadko opisywane „gry w Żydów” („w Żyda”). Sam Kolberg opisuje trzykrotnie taką grę, określając ją jako „miejską” i przytaczając szczegółowy opis z Wielkopolski. Była ona rodzajem zabawy towarzyskiej w formie zgadywanki z użyciem fantów, podczas której nucono określoną melodię lub też – jak w przypadku wariantów z Makowa Mazowieckiego czy Bodzanowa – śpiewano stosowną pieśń. Pozornie repertuar ten nie wykazuje zbyt silnych związków z kulturą żydowską – wariant melodii z Makowa utrzymany jest w metrum trójmiarowym z choriambicznym rytmem i jedynie skala pentachordalna zachowuje podobieństwo do skali eolskiej. Równie daleki od prezentowanych zapisów muzyki żydowskiej jest też pentatoniczny przykład z Bodzanowa. Wielkopolski wariant melodii natomiast przywodzi na myśl skojarzenia z łowickim klapokiem bądź śląskim owczarkiem, a poprzez nie z całą rodziną tańców obejmującą mazowieckiego klepanego i klapoka oraz wielkopolskiego i śląskiego klaskanego. Zagadnienie to jednak nabiera innego zabarwienia, jeśli przytoczymy opinię Zygmunta Glogera, twierdzącego, że są to tańce dawne w Polsce, których „szczątki – jak utrzymuje Gołębiowski [Łukasz – przyp. T.N.] – może w tańcu żydówek na weselach [zwanych patsh lub pleskn – przyp. T.N.] pozostały”. Jest więc całkiem prawdopodobne, że zabawy taneczne i gry towarzyskie typu „Żyda”, „Żydówki”, „gry w Żyda” („Żydów”) oraz tańce w rodzaju klepanego, klapoka i klaskanego stanowiły ogniwo łączące kulturę taneczną środowiska polskich Żydów i Polaków zamieszkujących różne regiony od Śląska po północno-wschodnie krańce Mazowsza.
Wzorców z muzyki żydowskiej prawdopodobnie nie czerpano jednak we wszystkich przypadkach z repertuaru nawiązującego do tejże kultury. Przykładem może być tu „gra w Zelmana” z tekstem:
Jedzie, jedzie pan Zylman,
jedzie, jedzie jego brat,
jedzie, jedzie cała
Zylmanowa rodzina…
Melodia towarzysząca pięciozwrotkowej pieśni utrzymana jest w rytmice mazurkowej, a żaden jej element nie wskazuje na powiązanie z repertuarem żydowskim. Zainteresowanie wzbudza natomiast występujące w tekście słownym żydowskie imię. Istotnie, zdaje się ono odzwierciedleniem odległej w czasie historii, co potwierdza przytoczona przez Józefa Gluzińskiegogadka na marginesie odnotowanego wariantu z okolic Hrubieszowa i Horodła:
Pan Zelman był to niegdyś żyd trzymający od pana w dzierżawie dochody cerkiewne. Raz […] trzeba było cerkiew otworzyć[,] bo przyszli kumy z dziecięciem do chrztu, i starosta cerkiewny szukał kluczy od cerkwi, ale że ich nie było, bo pan Zelman zabrał je ze sobą, więc wyczekiwali długo czy pan Zelman nie jedzie, a on się nie pokazywał; i to oczekiwanie stworzyło przysłowie a następnie i grę, przy której się ciągle jadącego spodziewają.
Opowieść tę obydwaj autorzy odnoszą do czasów sprzed synodu brzeskiego, a sam Zelman był podobno jednym z najbogatszych dzierżawców ze Lwowa, mającym swoich poddzierżawców. Jeśli ta historia jest prawdą, to badacza zaciekawić mogą przyczyny jej wyjątkowej żywotności w polskim folklorze muzycznym. Kolejny typ wątków żydowskich w pieśniach polskich reprezentują teksty pieśni powszechnych – choć także bez odwołań do muzyki żydowskiej – dotyczących sfery obyczajowej. Najrzadziej tematyka żydowska pojawiała się w balladach, znamy bowiem tylko dwa wątki.
Pierwszy, pochodzący z terenów Podlasia i Mazowsza Leśnego, to ballada o Chajtcevel Hajusi. Historia ta jest bardzo zbliżona do tej z dumy Jasio konie poił, Kasia wodę brała, z tą wszakże różnicą, że postacią główną jest tu osoba Chajtki (Hajusi), córki Ryfki, wdowy po karczmarzu. Ucieczka z domu rodzinnego ma miejsce w „szabes”, gdy rodzina dziewczyny znajduje się w synagodze, a do przewiezienia skradzionego przez młodego kozaka wiana – w nawiązaniu do ludowych stereotypów o żydowskim bogactwie – potrzeba kilku wozów.
Druga ballada to opowieść o zdradzie i ucieczce Ruchli vel Sury, żony Mośka z Lublina. Ucieczka – podobnie jak w poprzednim przypadku – następuje podczas modłów Mośka w synagodze, a niewierna żona unosi ze sobą znaczny majątek.
Jak z przytoczonych powyżej przykładów wynika, przypisywane Żydom namiętności, dylematy życiowe i wywołane niemoralnymi postępkami problemy nie odbiegały wcale od tych, jakie w balladach były udziałem chrześcijan. Z kolei specyficznie żydowskie elementy tych opowieści należy uznać za stereotypowe, co świadczy o powierzchownej jedynie znajomości owej kultury. Podobny sposób przedstawiania środowiska żydowskiego spotykamy także w tekstach pieśni powszechnych, nawiązujących do najczęściej wykonywanych przez Żydów – swoistej grupy o określonej pozycji zawodowej i społecznej– zajęć zawodowych (karczmarzy, handlarzy i faktorów) ze sporadycznym wykorzystaniem słów i interiekcji naśladujących dystynktywne zachowania werbalne Żydów polskich, czy też asemantyczne zbitki sylab z pieśni chasydzkich – nigunim, np.:
Był tu Mosiek na harędzie miał dziateczki parę
Ciorke stare, babkę stare i poćciwe Sarę.
Aj waj bim bim bum, i poćciwę Sarę,
Bim bam bum bum, bum bum, bum bum.
Do częstych należą żartobliwe teksty przedstawiające stereotypowe wizerunki Żyda-biedaka, którego spotykają różnego rodzaju nieszczęścia, z zawołaniami lub interiekcjami o charakterze – według wyobrażeń ludowych – chasydzkiego lamentu, np.:
Był-ci ja go zydek bardzo ubogi
Miałem-ci go towar bardzo pziedrogi
Aj waj simmichaj, cindzi lindzi bom bom bom.
Com go naskupował – złodziéj go zrabował, aj waj prec zabrał:
Igły pozłacane – Boze mój kochany – srébne nozycki
Aj waj simmichaj, cindzi lindzi bom bom bom.
Niezmiernie częste są przyśpiewki i pieśni, które wobec obyczajów, rytuałów i religii społeczności żydowskiej wyrażają dezaprobatę lub są wręcz nacechowane wrogo, co – według Aleksandra Hertza – było typowym postępowaniem społeczności w stosunku do działalności kupca w okresie przedkapitalistycznym; np.:
[…]
Chytry, pyszny lud nastanie,
Chytry pyszny zazdrośliwy
I cudzego dobra chciwy.
Oszukaństwem i lichwami,
Zrównają się ze żydami.
W sposób szczególny wyróżnić w tym miejscu należy pieśni zawierające negatywne wypowiedzi na temat wiary mojżeszowej, przy okazji zaś obnażające ignorancję osób kultywujących tego typu repertuarw zakresie znajomości religii sąsiadów, np.:
Żydowski Pan Jezus
W czerwonych porteczkach,
Roku mu nie było,
Skakał po dziweczkach.
Najliczniej reprezentowany jest jednak wątek szydzący z niezdolności rekrutowanych do wojska Żydów do bycia żołnierzamiczy też do stworzenia przez nich samodzielnej siły zbrojnej. Prześmiewane są: wyposażenie, brak umiejętności posługiwania się bronią, niski poziom dyscypliny i organizacji, tchórzostwo, podnoszenie prostych działań do rangi czynów heroicznych, co w sumie składa się na stereotypowy wizerunek Żydów w oczach społeczności polskiej. Teksty najstarszych zachowanych pieśni tego typu pozwalają usytuować je w realiach społeczno-historycznych Rzeczypospolitej Obojga Narodów pomiędzy XVI a początkiem XIX wieku, chociaż najdawniejszy zanotowany tekst pochodzi z 1718 roku. Badający ten repertuar Iwan Franko wskazał, że wątki tego typu pojawiły się w Polsce pod wpływem szesnastowiecznych niemieckich opowieści o siedmiu Szwabach lub Schildbürgerach i utrzymywały się do początku XX wieku. W warstwie muzycznej repertuar ten należy wiązać z polską kulturą muzyczną, choć wyraźnie daje się zauważyć stylizacja – a może nawet cytowanie motywów – muzyki żydowskiej w metrorytmice i melodyce niektórych przykładów.
Bardzo często wątki żydowskie są obecne w repertuarze kolędniczym i misteriach Męki Pańskiej. W przedstawieniach kolędniczych i zapustowych, tak jak i w tekstach pieśni wielkanocnychobecność Żyda jest wręcz regułą – Żydzi, choć przeklęci i skazani na wieczną pogardę, byli jednak żywym świadectwem prawdziwości Ewangelii. Żyd zazwyczaj przekomarza się w pastorałce z chłopemlub pasterzem, albo też śpiewa krótką solową pieśń i tańczy, co w kontekście obrzędów kolędniczych – podobnie jak w przypadku obyczajów zapustowych– stanowi wróżbę płodności i obfitości. Poza tym Żyd jest w tych parateatralnych działaniach obcym, a obcy wszak w kulturze chłopów polskich zawsze przynosi szczęście. We wszystkich przypadkach mamy do czynienia również z muzycznymi, choć satyrycznymi, nawiązaniami do kultury żydowskiej. Najlepiej ilustrują je przekomarzania, o ile bowiem chłop (pasterz) wykorzystuje repertuar mazurkowy, o tyle Żyd śpiewa swą kwestię z melodią utrzymaną w dwumiarze, której przebieg oparty jest na skokach pomiędzy pierwszym i piątym stopniem, bądź też na trójdźwięku tonicznym. Stanowi to nawiązanie do cech śpiewów synagogalnych. W pozostałych przykładach możemy podejrzewać bezpośrednie cytowania melodii tańców żydowskich– na co wskazują cechy tonalne, melodyczne oraz metrorytmiczne – lub też bardziej swobodnych nawiązań w metrorytmice.
Podsumowanie
Jak z powyższych przykładów widać, wizerunek Żyda manifestowany na ziemiach polskich w XIX wieku przez różne warstwy społeczne był bardzo odmienny. Idąca w parze z profesjonalizacją wirtuozeria muzyków żydowskich w dużo większym stopniu niż w przypadku muzyków chłopskich budziła zainteresowanie i podziw polskiej inteligencji. Zaważył na tym także Mickiewiczowski mit Jankiela, jak też proces demokratyzacji kolejnych pokoleń szlacheckich na przestrzeni XIX wieku. Nie wolno przy tym zapominać, że dla polskiej inteligencji kultura żydowska stanowiła także najbardziej dostępną możliwość spełnienia potrzeby obcowania z orientem.
W kontrze do postawy społeczności szlacheckiej stosunek do Żydów i ich kultury muzycznej manifestowany przez chłopów był odmienny i bardziej złożony. Niższe warstwy społeczne, podejmując wątki żydowskie we własnej ekspresji muzycznej, dość często odreagowywały konflikty interesu doświadczane w kontaktach z Żydami reprezentującymi gospodarkę przedkapitalistyczną. Wykorzystywano do tego środki o charakterze satyrycznym, prześmiewczym, a nawet szowinistycznym, które przynajmniej w niektórych przypadkach wykazują obce pochodzenie, datowane na okres najliczniejszego napływu społeczności żydowskiej na ziemie polskie. Ale istnienie i obecność Żydów postrzegane były także jako dowód na prawdziwość wydarzeń stanowiących podstawy wiary chrześcijańskiej. Ich postaci stanowiły ważne symbole obrzędowe sprowadzające dostatek, choć często, wraz z elementami ich środowiska i kultury, dostarczały jedynie pretekstu lub fantazmatu do zabawy towarzyskiej.
Obecne w ekspresji muzycznej społeczności polskiej odwołania do kultury żydowskiej były na ogół mocno ograniczone do najpowszechniejszych stereotypów, co świadczy o powierzchowności kontaktów między obydwiema społecznościami. Na tym tle sam idiom muzyki żydowskiej znacznie lepiej rozumiano, a wtedy, kiedy zachodziła tego potrzeba, bywał naśladowany lub wręcz ściśle kopiowany. Wynikało to z faktu, że muzykanci żydowscy tworzyli tę grupę w obrębie społeczności, do której przynależeli etnicznie, w XIX wieku najczęściej i najintensywniej obcującej przede wszystkim z chłopami i mieszczanami, ale także polskimi ziemianami. Relacje te były poparte co najmniej dwustuletnią tradycją wzajemnych kontaktów muzycznych, w czasie których żydowskich uzualistów dopuszczano nie tylko na salony zamożnego mieszczaństwa czy też pokoje karmazynów i głów koronowanych, ale także – co dziś zaskakuje – na chóry kościelne. Niniejszy szkic stanowi przede wszystkim próbę szerszego zarysowania problematyki wzajemnych stosunków obydwu społeczności, która wymaga dalszych, wielopłaszczyznowych badań. Bez badań tych bowiem zrozumienie wielu mechanizmów i fenomenów tak polskiej kultury muzycznej, jak i kultury muzycznej Żydów polskich nie będzie możliwe.
TOMASZ NOWAK
dr hab. nauk o sztuce. Absolwent studiów muzykologicznych (UW 1997), doktoranckich (UW 2003), podyplomowych studiów teorii tańca (AMFC 2005) i menedżerskich (UW 2006). Od 1997 r. wykłada w Instytucie Muzykologii UW (obecnie adiunkt). Gościnnie wykłada także w Uniwersytecie Muzycznym Fryderyka Chopina. Autor trzech książek oraz ponad sześćdziesięciu artykułów naukowych głównie z zakresu tradycyjnej muzyki i tańca w Polsce i krajach sąsiednich, jak też problematyki tańców narodowych (m.in. Taniec narodowy w polskim kanonie kultury. Źródła, geneza, przemiany, Warszawa 2016; The Myth of Polishness in Polish Dances, „Musicology Today” 2018; Tradycje tańców towarzyszących obrzędom kolędniczym, w: Kolędowanie na Rzeszowszczyźnie, red. K. Smyk, J. Dragan, Kolbuszowa–Kraków 2019). Laureat Nagrody „CLIO” (III st. 2006, wyróżnienie 2017), Nagrody im. ks. prof. Hieronima Feichta (2007), nagrody za najlepszą pracę pisemną z zakresu historii muzyki polskiej (2016), odznaczony m.in. Brązowym Krzyżem Zasługi i Odznaką Honorową „Zasłużony dla Kultury Polskiej”.